Fani komiksów musieli czekać długie 15 lat, zanim Frank Miller w 2001 r. zdecydował się kontynuować wątki ze swojego legendarnego Dark Knight Returns. Przez ten czas wiele się zmieniło: Związek Radziecki umarł śmiercią naturalną, telewizja stanęła w szranki z powoli upowszechniającym się na świecie Internetem, a podjęta uprzednio przez Millera próba zredefiniowania statusu herosów zaczęła systematycznie wpływać na kształt superbohaterskiej rzeczywistości. Podstarzały, zmęczony, przepełniony wątpliwościami Batman z 1986 r. miał więc powrócić po raz drugi i w dodatku kontratakować. Tytuł kontynuacji tamtej historii jest jednak do bólu zwodniczy, wydaje się bowiem, że Zamaskowanemu Krzyżowcowi ofensywa za pierwszym razem wyszła znakomicie i nie było większego sensu jej przedłużania. Gdzieś jednak pomiędzy oczekiwaniami fanów a sprawdzoną receptą na sukces finansowy zrodziła się opowieść Batman: The Dark Knight Strikes Again. Niestety z biegiem czasu stała się ona doskonałym potwierdzeniem słów Wisławy Szymborskiej o tym, że „nic dwa razy się nie zdarza”. Na poziomie fabularnym komiks Millera oferuje nam typowy dla tego autora, podszyty przemocą miszmasz: pytania o przemijanie herosów, walka o superbohaterskie dziedzictwo i interakcja istot większych niż życie z ludzkością pojawiają się tu zaraz obok nadchodzącej zagłady świata, niecnych knowań Lexa Luthora, nawoływań do rewolucji, wszechobecnego w zachodnich mediach seksu i zaskakującego wątku pseudo-Jokera. Rozpisana pierwotnie na trzy tomy historia strukturalnie przypomina tajemniczy labirynt. Problem polega na tym, że naprawdę trudno się w nim odnaleźć; różne fragmenty opowieści przeplatają się tu ze sobą w sposób chaotyczny i nie do końca przemyślany. Miller raz po raz puszcza oko do zagorzałych fanów DC, a w komiksie z prędkością karabinu maszynowego pojawia się, czasem bez większego uzasadnienia, cała rzesza rozmaitych postaci i mniej lub bardziej czytelnych aluzji. Głównym bohaterem jest nie tyle Batman, co Superman, który musi zmagać się i z traumą związaną z historią miasta Kandor, i z tłumaczeniem swojej latorośli, na czym polega seks. Przez takie zabiegi czytelnik będzie miał wrażenie, że Miller dość swobodnie podszedł do pomysłu na prowadzenie narracji – często przywodzi ona na myśl jazdę bez trzymanki, a jeszcze częściej wprowadza odbiorcę w ślepy zaułek. Akcja rozpoczyna się więc trzy lata po wydarzeniach ukazanych w Dark Knight Returns. Batman nadal musi się ukrywać, jednak do zadań specjalnych desygnował będącą wcześniej Robinem, 16-letnią Carrie Kelley, działającą obecnie jako Catgirl. Świat funkcjonuje w stanie najwyższego zagrożenia: Lex Luthor i Brainiac chcą doprowadzić do jego zagłady, w stronę Ziemi zmierza meteoryt, a opinia publiczna podejrzewa, że prezydent USA może być wyłącznie hologramem. To jednak nie przeszkadza w tym, że Superman nadal pozostaje na jego usługach. Mroczny Rycerz raz jeszcze będzie musiał stawić czoło panoszącemu się złu.
Źródło: Egmont
Fabularny punkt wyjścia niespecjalnie się więc różni od tego, co widzieliśmy w Dark Knight Returns. Co więcej, rolę znanego ze starożytnego dramatu chóru znów pełnić będą wypowiadający się w telewizyjnych serwisach informacyjnych przypadkowi ludzie. W krytyce kierunków rozwoju społeczeństwa Miller nie oferuje czytelnikom nic nowego, przy okazji spłaszczając jeszcze kwestię wszechobecnej w mediach seksualności. Autor z wielką lubością zdaje się korzystać ze znanych z innych superbohaterskich opowieści schematów; chcąc stworzyć wariacje na ich temat, niejednokrotnie wpada we własne sidła. Widać to najlepiej na przykładzie wprowadzenia w historię szerokiego spektrum herosów, których pojawienie się w niektórych przypadkach przypomina wyciąganie królika z kapelusza. Wydaje się, że DC przed Batman: The Dark Knight Strikes Again powinno wypuścić na rynek kompendium wiedzy na temat swojego uniwersum – tylko wtedy lektura komiksu stałaby się zrozumiała dla mniej zorientowanego w tym świecie czytelnika. Niepokojąca w pejoratywnym znaczeniu jest również oprawa graficzna komiksu. Miller przyzwyczaił nas do tego, że jego kreska przesuwała się po naszej świadomości, stanowiąc doskonałą odtrutkę na cukierkowy przekaz współczesnej popkultury. Tym razem autor stawia ją jednak tak zamaszyście, że parodiuje niekiedy samego siebie, a postacie przypominają swoje własne karykatury. Nie ma tu żadnego wzorca rysunkowego – w niektórych kadrach rozwiązania kolorystyczne odbiorą czytelnikowi wizualną przyjemność, każąc mu się jeszcze zastanawiać, co dokładnie widzi. Feeria barw, za którą odpowiada również żona Millera, Lynn Varley, przynajmniej w teorii miała wzmacniać wydźwięk cyberpunkowego otoczenia, stanowiącego tło dla całej historii. Stało się jednak inaczej, a warstwa graficzna budowana jest niekonsekwentnie. Konkluzja tym zasadniejsza, że Miller momentami idzie na skróty, tworząc ilustracje dwustronicowe, które zamiast wzbudzać zachwyt, stają się w naszych oczach nieumiejętnie zaserwowanymi zapchajdziurami. Polski wydawca starannie wywiązał się ze swojego zadania i zmazał przede wszystkim tłumaczeniowy niesmak, jaki pozostawiła po sobie pierwsza, wypuszczana na rodzimy rynek w trzech tomach edycja Batman: The Dark Knight Strikes Again. Nie ma też przypadku w tym, że historia ukazała się w ramach serii Mistrzowie Komiksu. Tego miana nie można Millerowi odmówić. Nawet pomimo licznych mankamentów jego dzieła na uznanie zasługuje odwaga, bezkompromisowość i wierność własnemu stylowi amerykańskiego twórcy. Po raz kolejny stawia on dojrzałe pytania o kształt superbohaterskiego świata, próbując pokazać, że w nim także dochodzi do sztafety pokoleń (vide kapitalnie wprowadzona postać Lary, córki Supermana i Wonder Woman, czy zaskakujące rozwiązywanie zagadki tożsamości pseudo-Jokera). Wielu czytelników może na te zabiegi Millera dać się nabrać raz jeszcze - z rozmaitych powodów, od sentymentu począwszy, a na wydźwięku komiksu skończywszy. Nie ma w tym w końcu nic dziwnego, skoro prędzej czy później zapoznamy się z trzecią odsłoną legendarnego Dark Knight Returns. Podobnie jak znani z jego kart herosi, tak i ta historia stała się już przecież większa niż życie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj