Najnowszy "Batman" zabiera nas w wir wydarzeń toczących się przed historią znaną z Batman: Arkham City. Złoczyńca zwany Czarną Maską wydaje wyrok na Nietoperza, oferując pokaźną sumkę za jego głowę. Na wezwanie odpowiada ośmiu morderców, którzy mają za zadanie wytropić i pozbyć się Batmana. Fabuła wyglądała naprawdę obiecująco. Zamiana myśliwego w zwierzynę otwierała wiele możliwości i ciekawych furtek. Niestety studio z Kanady nie potrafiło wykorzystać potencjału płynącego z tak świetnego pomysłu. Podczas rozgrywki nie można było poczuć atmosfery zaszczucia, czyjegoś oddechu na plecach, klimatu polowania. Killerzy nasłani na gacka po prostu pojawiają się w odpowiednich chwilach, by pociągnąć fabułę dalej. Naprawdę wielka szkoda, że zmarnowano tak świetnie zapowiadający się koncept.

Poza rzeczonymi zabójcami w Arkham Origins spotkać można też innych złoczyńców znanych z nietoperzowego uniwersum i pomimo tego, że zwykle stanowią tło dla odnajdywania kolejnych znajdziek czy aktywności pobocznych, to są fajnym urozmaiceniem i potrafią nadać nieco kolorytu produkcji WB. Niektóre potyczki i zadania mogą nawet zapaść w pamięć – chociażby spotkanie z Szalonym Kapelusznikiem, wzorowane nieco na znanej z Arkham Asylum misji ze Strachem na Wróble. Na uwagę zasługują też wspomniani mordercy polujący na Batmana, ale z nieco innych względów. Walki z bossami są różnorodne, wymagające i bardzo fajnie zrealizowane. Podobało mi się, że każde spotkanie z takim bandziorem wymagało innej taktyki i żaden z pojedynków się nie powtarzał. Za każdym razem trzeba było zrobić coś inaczej, wykorzystać inną umiejętność czy gadżet, by odnieść zwycięstwo. Bossowie nie stanowili też najłatwiejszego wyzwania i nierzadko podchodziłem do walk z nimi po kilka razy. Co istotne, porażki raczej pobudzały determinację niż znużenie grą.

Gdy przypatrzymy się miastu, po którym przyjdzie się nam poruszać, to rodzi ono ambiwalentne odczucia. Gotham trzyma jako tako klimat. Brudne i zatęchłe uliczki oraz spowite śnieżnym całunem rachityczne kikuty drzew, opasane na szybko lampkami sprawiają wrażenie dość przygnębiającej i mrocznej Wigilii Bożego Narodzenia, podczas której toczy się gra. Niestety jeśli porównamy metropolię z AO do placu zabaw z Arkham City, nowe Gotham wypada dość ubogo. Miasto jest trochę nijakie, a chociaż powierzchniowo większe niż w poprzedniej części przygód Nietoperza, to sprawia wręcz odwrotne wrażenie. Naturalnie można znaleźć znane z poprzedniej części miejsca i elementy, ale są one jakby utopione w szarości. Arkham City miało mnóstwo różnych smaczków, charakterystycznych budynków. Było mroczną metropolią, ale metropolią. Miasto w Arkham Origins wygląda tak, jakby większość budynków została opuszczona; zawiera w sobie mało punktów, na których można zawiesić oko.

Jeśli już jesteśmy przy temacie zawieszania, to nie można przejść obojętnie obok dwóch chyba największych wad Arkham Origins. Po pierwsze, twórcy chyba zapomnieli o jakże ważnym elemencie wyposażenia Batmana, którym jest lina z hakiem. Arkham City pokazało, jak Bruce Wayne porusza się po budynkach, zahaczając linę i przemieszczając się między punktami zaczepienia. Jakże istotną, fajną i charakterystyczną dla serii rzeczą był taki sposób poruszania się, pozwalający poczuć się naprawdę jak łowca z przewagą nad swoimi ofiarami. Arkham Origins niestety kładzie ten element na łopatki. Punktów jest mało bądź są źle rozmieszczone, a w niektórych przypadkach po prostu spaprane i żeby je znaleźć, trzeba się przesuwać o kilka centymetrów lub ustawić kamerę pod odpowiednim kątem. Do szewskiej pasji doprowadza, kiedy podczas lotu przez dłuższy czas nie widać punktu zaczepienia, a gdy ten już się pojawi, to po użyciu akceleratora potrafi wyrzucić naszą postać w zupełnie innym kierunku niż spodziewany. Druga sprawa dotycząca zawieszeń, tak mocno psująca wizerunek nowego "Batmana", dotyczy wykonania technicznego gry. Arkham Origins jest zabugowane w naprawdę nieprzyjemny sposób i powoduje zawieszanie się konsoli. Fakt, że podczas kilkugodzinnej rozgrywki musiałem trzykrotnie resetować sprzęt, stanowi nie tylko utrudnienie w grze, ale wręcz tworzy plamę na honorze tak świetnie dotąd wykonanej serii. Problemów, jak się okazuje, jest więcej (w większości dotyczą wersji na X360), gdyż Warner Brothers już wydało oficjalny komunikat, w którym przeprasza za niedogodności i informuje o nadchodzących łatkach usuwających problemy z wylatywaniem za mapę, uszkodzonymi plikami z zapisaną grą czy brakiem możliwości kontynuowania rozgrywki.

Takie problemy techniczne dziwią tym bardziej, że zmian w stosunku do poprzedniczki jest jak na lekarstwo. Oprawa graficzna, mechanika walki (cios, unik, ogłuszenie, kontra), gadżety (nieliczne nowości) – wszystko jest niemal identyczne jak w Batman: Arkham City. Nie twierdzę, że nałożenie wyłącznie kosmetycznych zmian jest czymś złym. Zastanawia jednak, jak można tak zabugować grę, w której praktycznie nic się nie zmieniło.

Ano właśnie, zmiany. Osoby spragnione nowości powinny chyba poczekać na kolejną produkcję Rocksteady, gdyż po Arkham Origins mogą czuć mocny niedosyt. Jak już wspominałem, zmian jest niewiele - i dotyczy to praktycznie każdego aspektu gry. Nie mogę powiedzieć, żeby mi to przeszkadzało, gdyż przy AC bawiłem się wspaniale, a Origins dostarcza tego samego poziomu rozrywki. To nadal jest raj dla zwiedzających każdy zakamarek mapy w poszukiwaniu dodatkowej zawartości. Jest całe mnóstwo przedmiotów do zebrania, misji do wykonania i tyłków do skopania, co zapewnia dodatkowej zabawy na mnóstwo czasu. Znajdźki są urozmaicone i różnorodne. Znów można zmierzyć się z zagadkami Enigmy, rozwiązywać zagadki kryminalne, usuwać broń z ulic i robić wiele innych rzeczy. Ponownie można zakosztować znanego systemu rozwoju postaci, efektownych i soczystych pojedynków na ulicach Gotham, użytkowania fajnych gadżetów i wykonywania wyzwań. Wszyscy, którzy właśnie za to pokochali poprzednią część "Batmana", powinni polubić również i najnowszą odsłonę. Nie ma co jednak ukrywać, że nowości w Arkham Origins jest tyle, co kot napłakał.

Skoro już przy nowinkach jesteśmy, to warto je wymienić. Pojawia się zatem kilka nowych gadżetów, z których na największą uwagę zasługują rękawice Electrocutionera, potrafiące razić wrogów prądem i dzięki temu dodawać mnożnik x2 do kombosa. Za pomocą tego wynalazku otrzymujemy też możliwość uruchamiania niektórych urządzeń elektrycznych i uzyskiwać dostęp do różnych zamkniętych pomieszczeń. Myślę, że wszyscy z radością przywitają też wprowadzenie punktów szybkiego podróżowania ułatwiających poruszanie się między dzielnicami Gotham. Brak tego rozwiązania w poprzedniej części potrafił momentami przeszkadzać. Do trybu detektywistycznego dodano możliwość odtwarzania wydarzeń na badanym miejscu zbrodni. Dzięki temu za pomocą retrospekcji można dojść do całego obrazu przestępstwa. Jest to bardzo fajne urozmaicenie, pozwalające analizować przestępstwa i docierać do nowych dowodów.

Generalnie nowości  nie jest wiele, ale kosmetyka wprowadzona do gry albo ją usprawnia, albo uprzyjemnia.

Należy również wspomnieć o trybie multiplayer, polegającym na potyczce trzech drużyn – gangów Jokera i Bane'a oraz bohaterów w postaci Batmana i Robina. Gangi mają dostępne jednostki elitarne i specjalne oraz dodatkowe umiejętności. Bohaterowie polegają na swoich zdolnościach i gadżetach. Zwycięstwo przypada temu gangowi, który wyeliminuje oponentów lub utrzyma wystarczająco długo punkty kontrolne. Bohaterowie wygrywają po osiągnięciu pełnego wskaźnika zastraszenia, który rośnie z każdym wyeliminowanym przez nich gangsterem i maleje przy śmierci jednego z obrońców Gotham. Tyle zasady, a jak prezentuje się rozgrywka? Niestety nie mogę się wypowiedzieć, bo pomimo kilku prób nie udało mi się rozegrać żadnej walki. Albo serwery świeciły pustkami, albo nie mogłem się połączyć, tak więc multi pozostaje bez wpływu na ocenę. Zastanawia mnie tylko jedna sprawa - tytuł takiej rangi i dostaje zaledwie jeden tryb w multiplayerze? Nieco ubogo.

Przyznaję, że czekałem na nowego "Batmana", ponieważ poprzednie części znajdują się na liście moich ulubionych tytułów. Arkham Origins niestety nie dostąpi zaszczytu dołączenia do tego zacnego grona. "Batman" z Montrealu posiada dwie twarze. Z jednej strony ma w sobie dużo walorów poprzedniczek: doskonały schemat walki, klimat i mnóstwo ciekawych aktywności pobocznych. Nowinki zaimplementowane w grze są fajne i wprowadzają (delikatny) powiew świeżości. Nie zawodzą też bossowie, walka z którymi jest soczysta i sprawia dużą satysfakcję. Niestety jest też ta druga twarz - z niedoróbkami, błędami i niewykorzystanym potencjałem. Na dodatek muszę zauważyć, że polskie tłumaczenie nie należy do najlepszych. Czasami napisy się nie wyświetlają, czasami widać, że tekst przygotowywany był bez polotu, zapewne robiony na szybko. Szkoda, szkoda, wielka szkoda, bo gdyby nie te niedogodności, Arkham Origins mogłoby spokojnie konkurować z innymi sandboxami, a podane w obecnej formie jest niestety średniakiem. Seria przyzwyczaiła nas do czegoś znacznie lepszego.

PLUSY: + walka wciąż bawi, + bossowie rządzą, + kilka małych nowinek, + przyjemna rozgrywka.

MINUSY: - niewykorzystany potencjał fabularny, - utrudnione poruszanie się po mieście (słabe rozmieszczenie grapple pointów), - bugi i wieszanie się gry, - słabe tłumaczenie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj