Batwoman prezentuje kolejny kuriozalny wątek. Kate czuje się zdradzona przez Reagan, która ukradła jej notes Luciusa Foxa, więc twórcy w typowym dla siebie stylu prowadzą tę historię prosto w bagno absurdu i głupoty. Kate zaczyna zachowywać się jak naburmuszona nastolatka, która nagle nie ufa nikomu, co jest przecież totalnie niedorzeczne. Oszukała ją obca osoba, z którą nawiązała bliższą relację, a nie przyjaciele, których zna od lat. Wątek panny Pennyworth i jej prywatnych celów wiele w tym nie zmienia, bo nie jest powodem do tego, by – mówiąc prosto – superbohaterka zachowywała się jak dziecko z fochem. To jest taki poziom obrażenia, nieufności i kształtowania charakteru wątku. Trudno nazwać działania twórców pójściem po linii najmniejszego oporu, bo taki banał stoi grubo poniżej czegoś takiego. Oczywiście dochodzi do kiczowatego zdania sobie sprawy z błędu i dojrzewania Kate. Szkoda, że wszystko jest tak siermiężnie budowane. To zamiast wywoływać emocje i zrozumienie postaci, pozostawia z zażenowaniem, bo wchodzi na rejony nieśmiesznej parodii. Hush stał się kolejnym kiczowatym złoczyńcą Batwoman. Choć jest zasadniczo pierwszą bardziej znaną postacią z komiksów, to stworzenie jego genezy i przemiany w zamaskowaną postać wypadło słabo, nudno i absurdalnie. Najlepsze jest to, jak bardzo widać, że to, co ma na twarzy, to nie są bandaże, które nakładano mu w poprzednim odcinku, tylko jakaś wymyślna maska charakteryzatorów, która w dodatku czasem wygląda, jakby miała mimikę. Hush jest bezmyślny, pusty i nieciekawy - staje się kolejnym pomagierem Alice bez charakteru. Jego śmieszne porywanie ludzi jest początkiem festiwalu niedorzeczności - po pierwsze, trudno o brak świadków, skoro postać z bandażami na głowie rzuca się w oczy z kilometra i zapada w pamięć. Po drugie, fakt, że porywa ich do Arkham i sobie wychodzi i wchodzi kiedy chce, jest totalną głupotą. Z kultowego miejsca ze świata Batmana zrobiono jakiś resort dla kryminalistów. I to nawet nie dla superzłoczyńców, jak przeważnie to było ukazywane. Gdy dochodzi do buntu w zakładzie, mamy losowych ludków, bez tożsamości, jak w zwykłym więzieniu. Można byłoby jakoś to przełknąć, gdyby twórcy nie wmawiali, że to Arkham.
fot. The CW
+5 więcej
Oczywiście, gdy dochodzi do współpracy Husha z Myszą i Alice to wszystko staje się coraz bardziej kuriozalne. Tortury są wręcz komediowe, bo Alice umyślnie zabija ich, zanim ktokolwiek może zareagować, a wszystko po to, by doprowadzić do fatalnej konkluzji. Fakt tak banalnego porwania Luke'a i Julii pozostawia wiele do życzenia, ale to, co dzieje się w momencie przybycia Batwoman woła o pomstę do nieba. Scenarzyści znów przechodzą samych siebie, więc superbhaterka oddaje kluczową rzecz w zamian za życie swoich bliskich. Sam w sobie to nie jest zły motyw, ale został ukazany tak źle, jak tylko się dało. Nawet jeśli już chciała wrócić, musiała odejść tak daleko, by był to problem? Luke i Julia mogli sami pójść w bezpieczne miejsce, więc to wszystko nie trzyma się kupy. Nawet scena akcji przebijania się przez gromadę więźniów nie zachwyca i nie stoi na poziomie realizacyjnym tej z 18. odcinka. A i tak końcówka sprawia, że można złapać się za głowę i krzyknąć do scenarzystów: co wy pijecie? Gdy Alice w kulminacyjnym momencie zdradza, że kluczem do zabicia Batwoman jest... Kryptonit, trudno nie parsknąć śmiechem z powodu takiego pomysłu. Jest tyle rzeczy i swobody w komiksowym gatunku, więc wiązanie losu Batwoman z czymś stricte połączonym z Supergirl i Supermanem to nieporozumienie. Tego nie da się wybronić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj