Batwoman cały czas rozwija wątek Alice i jej konfliktu z Kane'ami, ale można odnieść wrażenie, że każdy odcinek wałkuje ciągle to samo. Jest jednak nadzieja, że punkt przełomowy coś zmieni.
Batwoman nadal jest serialem dziwacznym i trudno go oceniać pozytywnie, gdy twórcy nawet na tle seriali komiksowych z Arrowverse wypadają co najwyżej przeciętnie. Można odnieść nawet wrażenie, że twórcy popadają w autoparodię, gdy przybrana siostra Kate z sarkazmem zwraca uwagę, że ta daje Alice n-tą szansę z kolei. Problem jest taki, że już wielokrotnie widzieliśmy, jak te przyczyny kolejnej szansy są absurdalne i niedorzeczne. Twórcy mają jakiś pomysł, ale nie potrafią go sensownie rozpisać i umotywować decyzji bohaterów. Przez to też jest to płytkie i na tle słabszych odcinków Arrow, Supergirl czy Flasha, wręcz kuriozalne. Popada to w rejony, w którym nawet zawieszenie niewiary nie działa, bo trudno przymykać oko na głupoty, na których twórcy budują fundament tego serialu.
Widzimy, że Alice chce się zemścić na ojcu oraz Catherine, która odpowiada za jej porzucenie. Jasne, ta druga osoba jak najbardziej jest sensownym celem zemsty, ale znów - scenariuszowo motywacje są mgliste, za bardzo kreskówkowe i pozbawione najmniejszego sensu. Wygląda to tak, jakby twórcy wymyślili sobie taki pomysł i za wszelką cenę chcieli go udowodnić, choć nie ma to racji bytu, więc robią to na siłę. Dlatego też kolejne "szalone" działania Alice stają się nudnym popisem książkowego szaleństwa, które nie jest poparte emocjami, głębszym przemyśleniem przyczyn i analizą traum. Ona jest zła i szalona, bo tak, gdyż wszelkie motywacje nie są przekonujące i po raz kolejny Batwoman ponosi w tym aspekcie porażkę.
Jednakże w końcu po raz pierwszy udało się w Batwoman coś zrobić dobrze. Mamy superbohaterkę w masce, więc aż się prosi, aby wsadzić tam kaskaderkę, by sceny akcji wyglądały jak trzeba, bo z całym szacunkiem dla Ruby Rose, nie ma ona przygotowania kaskaderskiego, by robić to dobrze i efektownie. Ten odcinek pokazuje, jak wygląda sytuacja z dublerką w scenie podczas gali, gdzie superbohaterka wpada i zaczyna siać zniszczenie w losowych przeciwnikach. Mamy bardzo solidnie zrealizowany popis walki kręconej na jednym długim ujęciu z dobrze prowadzoną kamerą i sprawnie przemyślaną choreografią. Po raz pierwszy ten serial dał coś efektownego i satysfakcjonującego. Tak to powinni zawsze robić w Batwoman.
Końcówka to popis ckliwości w najgorszym wydaniu. Ten moment, gdy Catherine umiera, stawiając córkę w niemożliwej sytuacji moralnej, powinien być naszpikowany emocjami, ale wszelkie fabularne mielizny sprawiły, że to popis oczywistości i banału. Podsumowaniem tego wszystkiego jest dalsze złe prowadzenie Ruby Rose, która kładzie scenę mającą na celu zmianę status quo. Ten moment, gdy wykrzykuje "tak bardzo jej nienawidzę!", jest pozbawiony krzty wiarygodności, wręcz sztucznie wyartykułowany i biorąc pod uwagę wydarzenia tego sezonu, wręcz absurdalnie nagle wprowadzony. Biorąc pod uwagę to i trójkąt miłosny idący torem przewidywalności, trudno dostrzec w tym nadzieję dla Batwoman.
Batwoman ma potencjał, ale twórcy nie wiedzą, jak go poprawnie wykorzystać. Ciągle akcenty są rozkładane źle na rzeczy niewłaściwie i mało atrakcyjne, a scenariusz jest nieprzemyślany i niedopracowany. Arrow, Flash, Supergirl, Black Lightning i Legends of Tomorrow pokazały, że da się zrobić przyjemny serial komiksowy w najlepszych momentach tych seriali, a Batwoman niestety zalicza kiepski początek, więc miejmy nadzieję, że dalsze losy przyniosą potrzebne zmiany i wyciągnięcie wniosków z błędów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h