2. sezon Batwoman zdecydowanie był lepszym doświadczeniem niż tragiczny pierwszy. Czy finał dobrze to podsumował?
Batwoman dość siermiężnie wprowadza w finale 2. sezonu dylematy bohaterów, które ostatecznie są festiwalem sztuczności, naciągnięć i przeciągania czasu ekranowego. Tyczy się to absurdalnych przemyśleń Ryan, która uważa, że powrót Kate wszystko jej zabierze, na czele z rolą Batwoman. Same wątpliwości i niepewność to pomysł dobry, ale scenariuszowo zostało to oparte na wątłych fundamentach. Wałkowany jest tu schemat znany choćby z filmu
Spider-Man: Homecoming, to znaczy - Ryan musi odkryć, że jest superbohaterką bez kostiumu. Gdyby nie droga pełna klisz, pustych emocjonalnych sloganów i scenariuszowych mielizn, można byłoby z tego wyciągnąć coś fajnego. Coś, co twórcy powinni dogłębnie analizować od kilku odcinków, a nie tak powierzchownie, jak do tego podeszli. Oczywistości w tym jest po prostu za dużo, więc trudno o emocje, gdy doskonale wiemy, jak to się potoczy.
Wallis Day jako Kate Kane to zdecydowanie inna klasa niż drewniana
Ruby Rose. Aktorka może nie jest wybitna, a scenariusz narzuca jej okropne ograniczenia, ale i tak stała się ciekawszą wersją postaci niż ta w całym pierwszym sezonie. W tym wątku nic nie zaskakuje ani nie wywołuje jakichś oczekiwanych emocji. Twórcom zabrakło odwagi, by wyciągnąć z tego cokolwiek ponad przeciętność. Jedyny plus to ostatecznie zerwanie z Kane'ami, bo Kate wyjeżdża z Gotham szukać Bruce'a, Jacob jest w więzieniu (potwierdzono, że Dougray Scott nie wróci w 3. sezonie), a Alice jest zamknięta w Arkham. Szkoda zmarnowanego potencjału powrotu Beth, bo przemiana z czarnego charakteru w ciekawszą antybohaterkę szła dobrym torem. A tutaj wydaje się, że ot tak zaślepiona Ryan nie dostrzegła przemiany, choć nadal wiemy, że Alice własnoręcznie jej matki nie zabiła. Najpewniej Alice powróci, bo wie coś o biologicznej matce Ryan, ale to wiele nie zmienia, że finał pod kątem jej wątku rozczarowuje.
Największym absurdem finału jest wprowadzenie Bane'a. Twórcy wzięli jad, który stworzył kultowego wroga Batmana, podali go losowemu złoczyńcy pasującemu do stereotypu policjanta rasisty i stworzyli tym samym idealny obraz potwora wpisującego się wręcz perfekcyjne w społeczną tezę w Stanach Zjednoczonych. Szkoda, że poza kilkoma kuriozalnymi scenami nic z tego nie wynika. Plus jednak za wprowadzenie w tym wątku Batwinga, bo kostium wygląda dobrze, a technologiczne dodatki odróżniają go od innych superbohaterów Arrowverse. To potencjał na 3. sezon do wykorzystania.
Safiyah była fatalnym czarnym charakterem, ale trzeba przyznać, że Roman Sionis wypadł naprawdę nieźle. W końcu Batwoman ma czarny charakter, który pomimo tak mocnego osadzenia w konwencji komiksowej ma charyzmę i sensowne motywacje. Oczywiście powiązanie tego z tematami społecznymi i Black Lives Matter (nawet wspomina w przemowie o zmniejszenia finansowania policji) wydaje się trochę grubymi nićmi szyte. Pytanie brzmi, czy sugerowana Poison Ivy w 3. sezonie to dobry pomysł? Do tej konwencji jednak bardziej pasują przyziemne czarne charakterze w typie Czarnej Maski, więc na razie nie jestem przekonany.
Choć 2. sezon można uznać za udany, momentami nawet niezły w swojej przeciętności, finał rozczarowuje. Zbyt dużo łopatologicznie prowadzonych wątków i zbyt siermiężnie finalizowanych motywów, aby utrzymać to na poziomie tej serii. Pomimo wszystko jest zbudowany potencjał na to, by seanse 3. sezonu nadal były poprawne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h