Po 2 premierowych odcinkach łatwo było zachwycać się serialem
"Better Call Saul", który szczególnie w 2. epizodzie pokazał najwyższą jakość zarówno pod względem aktorskim, jak i scenariuszowym. Sceny na pustyni już dziś gwarantują Bobowi Odenkirkowi nominację do Emmy i kto wie - może niebawem pobije on Cranstona w liczbie statuetek na półce w swoim domu. W 3. odcinku produkcja stacji AMC może nie jest tak błyskotliwa i zaskakująca jak przed tygodniem i nie nawiązuje aż tak bardzo do „
Breaking Bad” (choć
easter eggów dla fanów „BB” jak zwykle jest kilka), ale stara się utrzymać wysoki poziom, systematycznie rozwijając całą historię.
Podobnie jak w przypadku „
Breaking Bad” twórcy „
Better Call Saul” bardzo mocno stawiają na głównego bohatera, starając się pokazać jego przemianę ze zwykłego prostego prawnika, Jimmy’ego McGilla, w kogoś, kto w przyszłości będzie uznaną personą wśród kryminalistów szukających pomocy w sądzie. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy Odenkirka i tego, ile serca wkłada w odgrywanie postaci, którą – jak nam się wydawało – świetnie znaliśmy z
"Breaking Bad". McGill to jednak zupełnie inna postać, a świadczy o tym choćby początkowa retrospekcja ukazująca młodzieńcze lata Jimmy’ego. Główny bohater szuka sposobu, by łatwo zarobić, ale ma tendencję do łatwego wpadania w tarapaty i angażowania się w sprawy, które z pozoru nie powinny go dotyczyć.
[video-browser playlist="663180" suggest=""]
Rozpędu nabrała sprawa rodziny Kettlemanów, która jednak tylko pozornie wyglądała na poważną. Śledztwo prowadzone przez McGilla doprowadziło do najprostszego rozwiązania z możliwych, a w grze jak zwykle stawką były wielkie pieniądze, o kryminalistach siedzących na karku głównego bohatera nie wspominając.
Osobiście ucieszył mnie też rozwój relacji pomiędzy McGillem a parkingowym – Mikiem Ehrmantrautem. Co prawda do ich partnerstwa i współpracy znanej z „
Breaking Bad” jeszcze daleka droga, ale już dziś widać, że prędzej czy później panowie zaczną sobie nawzajem pomagać.
Czytaj również: „Better Call Saul” notuje kolejny rekord oglądalności
„
Better Call Saul” ma w sobie wszystko to, za co kochaliśmy
"Breaking Bad": długie i powolne ujęcia, obszerne dialogi, charakterystyczny klimat Nowego Meksyku i puste ulice Albuquerque. Podobne są nawet początkowe ujęcia w każdym z odcinków, w których kamera pokazuje nietypowe przedmioty na dużych zbliżeniach, co tylko potwierdza, że mamy do czynienia z serialem będącym godnym następcą kultowej historii Waltera White’a. Ciekaw jestem, jak często producenci będą bawić się czasem, wracać do przeszłości, ale jednocześnie wybiegać w przyszłość (bądź, jak kto woli, w teraźniejszość), jak miało to miejsce w początkowych sekwencjach pilotowego odcinka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h