„Better Call Saul”: sezon 1, odcinek 3 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024„Better Call Saul” - nowy serial Vince’a Gilligana - skazany był na sukces długo przed premierą. Produkcja autorstwa twórcy „Breaking Bad” ma wszystko to, czego mogliśmy oczekiwać po spin-offie historii Waltera White’a, którą oglądaliśmy przez 5 ostatnich lat.
„Better Call Saul” - nowy serial Vince’a Gilligana - skazany był na sukces długo przed premierą. Produkcja autorstwa twórcy „Breaking Bad” ma wszystko to, czego mogliśmy oczekiwać po spin-offie historii Waltera White’a, którą oglądaliśmy przez 5 ostatnich lat.
Po 2 premierowych odcinkach łatwo było zachwycać się serialem "Better Call Saul", który szczególnie w 2. epizodzie pokazał najwyższą jakość zarówno pod względem aktorskim, jak i scenariuszowym. Sceny na pustyni już dziś gwarantują Bobowi Odenkirkowi nominację do Emmy i kto wie - może niebawem pobije on Cranstona w liczbie statuetek na półce w swoim domu. W 3. odcinku produkcja stacji AMC może nie jest tak błyskotliwa i zaskakująca jak przed tygodniem i nie nawiązuje aż tak bardzo do „Breaking Bad” (choć easter eggów dla fanów „BB” jak zwykle jest kilka), ale stara się utrzymać wysoki poziom, systematycznie rozwijając całą historię.
Podobnie jak w przypadku „Breaking Bad” twórcy „Better Call Saul” bardzo mocno stawiają na głównego bohatera, starając się pokazać jego przemianę ze zwykłego prostego prawnika, Jimmy’ego McGilla, w kogoś, kto w przyszłości będzie uznaną personą wśród kryminalistów szukających pomocy w sądzie. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy Odenkirka i tego, ile serca wkłada w odgrywanie postaci, którą – jak nam się wydawało – świetnie znaliśmy z "Breaking Bad". McGill to jednak zupełnie inna postać, a świadczy o tym choćby początkowa retrospekcja ukazująca młodzieńcze lata Jimmy’ego. Główny bohater szuka sposobu, by łatwo zarobić, ale ma tendencję do łatwego wpadania w tarapaty i angażowania się w sprawy, które z pozoru nie powinny go dotyczyć.
[video-browser playlist="663180" suggest=""]
Rozpędu nabrała sprawa rodziny Kettlemanów, która jednak tylko pozornie wyglądała na poważną. Śledztwo prowadzone przez McGilla doprowadziło do najprostszego rozwiązania z możliwych, a w grze jak zwykle stawką były wielkie pieniądze, o kryminalistach siedzących na karku głównego bohatera nie wspominając.
Osobiście ucieszył mnie też rozwój relacji pomiędzy McGillem a parkingowym – Mikiem Ehrmantrautem. Co prawda do ich partnerstwa i współpracy znanej z „Breaking Bad” jeszcze daleka droga, ale już dziś widać, że prędzej czy później panowie zaczną sobie nawzajem pomagać.
Czytaj również: „Better Call Saul” notuje kolejny rekord oglądalności
„Better Call Saul” ma w sobie wszystko to, za co kochaliśmy "Breaking Bad": długie i powolne ujęcia, obszerne dialogi, charakterystyczny klimat Nowego Meksyku i puste ulice Albuquerque. Podobne są nawet początkowe ujęcia w każdym z odcinków, w których kamera pokazuje nietypowe przedmioty na dużych zbliżeniach, co tylko potwierdza, że mamy do czynienia z serialem będącym godnym następcą kultowej historii Waltera White’a. Ciekaw jestem, jak często producenci będą bawić się czasem, wracać do przeszłości, ale jednocześnie wybiegać w przyszłość (bądź, jak kto woli, w teraźniejszość), jak miało to miejsce w początkowych sekwencjach pilotowego odcinka.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat