Zbigniew Kasprzak, odkąd przejął rysunkowe stery w kultowym Yansie po Grzegorzu Rosińskim, stał się dla polskich fanów jedną z największych komiksowych gwiazd, co zresztą zawsze widać dobre na konwentach po kolejkach ustawiających się do Kasa i Grazy. Graza (czyli Grażyna Kasprzak) również jest doskonale znana miłośnikom Thorgala i Yansa, ponieważ to z jej kolorystyczną pracą obcujemy na kartach tych serii. W Bez twarzy wykonała być może nawet lepszą robotę niż jej mąż rysownik i scenarzysta Pierre Dubois, bo dzięki niej plansze wielokrotnie urzekają zmiennym nastrojem opowieści. Ta opowieść rozgrywa się w pierwszej połowie siedemnastego wieku podczas okrutnej i słynnej wojny trzydziestoletniej, która pustoszyła wówczas tereny zachodniej Europy. Tytuł Bez twarzy odnosi się do bandy wojennych dezerterów i wyrzutków, którzy jako najemnicy służą temu, kto w tych strasznych czasach zapłaci im więcej. Na ich czele stoi widoczny na pierwszym planie okładki, w masce wilka, Kapitan, którego prawdziwa twarz mocno kontrastuje z tym, co reprezentuje jako zamaskowany przywódca tej drużyny straceńców. Fabuła związuje się, kiedy to podczas ucieczki przed pogonią banda Kapitana przedostaje się przez wąską szczelinę w wysokich skałach do niecodziennej doliny. To miejsce zupełnie odcięte od świata, niedotknięte skutkami wojny, ze społecznością, która najwyraźniej czci pogańskich bogów. Jak odnajdą się wyrzutkowie w tej sielankowej wręcz krainie? Chyba zupełnie inaczej, niż byśmy się spodziewali. Takie zawiązanie fabuły idealnie pasowałoby do horroru bądź brutalnej opowieści o starciu dwóch wizji świata. Twórcy idą jednak inną drogą i pokazują kolejne etapy wspólnej koegzystencji dwóch grup, którym po pierwszych oznakach nieufności udaje się, ze sobą współpracować. Nie mamy jednak wątpliwości, że ta sielanka nie może trwać długo i pewne dramatyczne wybory zaciążą na przyszłości doliny. Możemy mieć pewność, że poleje się krew.
Źródło: Egmont
Ta pewność nie wyklucza jednak pewnego rodzaju konsternacji. Z biegiem czasu fabuła traci zwięzłość, rozciągając się w ciąg niezbyt mocno związanych ze sobą scen. Wydaje się, że scenarzysta w pewnym momencie stracił z oczu cel i zagubił się w alegoryczności swej powieści, która jak możemy przypuszczać miała potępiać wojnę i gloryfikować harmonię człowieka z przyrodą. W tym właśnie tkwi problem Bez twarzy, ciężko powiedzieć jakim kluczem mamy ją odczytywać, bo nie spełnia się w stu procentach ani jako alegoryczna opowieść, ani jako historia o zderzeniu dwóch wizji świata. Alegoryczności nadaje jej posmak odrealnienia, a nawet odrobina elementów fantasy. Z drugiej strony scenarzysta stara się dbać o fabularne atrakcje i budowanie konfliktów między bohaterami, które nie zawsze wychodzą naturalnie.
Udało się natomiast Kasowi i Grazie zachować sportretować ów dualizm, który łączy realia wojenne z odrealnieniem doliny. Najmocniejsze wrażenie robią z pewnością pierwsze strony komiksu - na pierwszej planszy widzimy do bólu sielankowy i skąpany w przyjaznych kolorach obraz, zaś na kilku następnych planszach z kontrastowymi barwami roztaczają przed nami mroczną wizję świata skąpanego w pożodze. Jednak nawet w rysunkach Kasa można dostrzec problematyczne elementy, choćby w zbyt podobnych do siebie twarzach bohaterów, tak kobiecych jak i męskich, co nieco wytrąca z czytelniczego rytmu. Momentami coś niedobrego dzieje także z proporcjami postaci. Dlatego też, w "Bez twarzy" najlepiej skierować uwagę na...konie. To te zwierzęta są graficzną ozdobą albumu i biorą udział w najważniejszych wydarzeniach. A największe wrażenie robią w parze z jeźdźcami w swoich niezwykłych, pomysłowo zaprojektowanych maskach. Kiedy ci je w końcu zdejmują, napięcie podczas lektury automatycznie spada i nie podnosi się już do samego końca. I dlatego album ów można jedynie określić jako niezły. Szkoda, bo miał sporą szansę na to, by być bardzo dobrym komiksem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj