BH90210 to nie jest kontynuacja Beverly Hills, 90210, bo aktorzy z kultowego hitu wcielają się w samych siebie w krzywym zwierciadle. Ian ZieringTori SpellingJennie GarthJason PriestleyBrian Austin GreenShannen Doherty oraz Gabrielle Carteris spotykają się po latach z okazji 30-lecia produkcji. Dochodzi do różnych wydarzeń, które ostatecznie rodzą pomysł: doprowadźmy do kontynuacji kultowego serialu. Mamy więc konwencję bardzo podobną do hitowych Odcinków z Mattem LeBlancem w roli głównej, ale za to w pełni opartą na nostalgicznym podejściu do klasyka telewizji. Tym samym widać po pierwszy odcinku, że BH90210 nie ma nic nowego do powiedzenia w temacie, ale nawet nikt nie próbuje udawać, że tworzy coś przełomowego. Wyraźnie czuć, że to nie jest cel tego serialu, bo ma być on po prostu lekką rozrywką bez wydumanych ambicji. Spotkania po latach postaci, z którymi dorastało całe pokolenie ma to do siebie, że może łatwo to spaprać. BH90210 opierając się na określonej konwencji, prezentuje się na razie solidnie, choć wyraźnie z niewykorzystanym potencjałem. Czuć, jakby akcenty jeszcze nie są prawidłowo rozłożone, więc ani tak nie bawi jak trzeba, ani nie angażuje, jakbyśmy oczekiwali. Każda z postaci jest pokazana z dystansem do swojego wizerunku oraz wzajemnych relacji. Brawa dla aktorów za takie podejście, bo nie raz padają różne, czasem ostre słowa, które piętnują ich przywary. Nie możemy ich traktować jako reprezentację tego, kim naprawdę są, bo to są wykreowane postacie na potrzeby serialu, które tylko w jakimś stopniu odpowiadają ich osobowości. Bynajmniej to nie przeszkadza, a przypuszczam, że dla wielu fanów granica pomiędzy nimi, a ich odpowiednikami z 90210 może się czasem zacierać, tak jak ma to miejsce w fabule. Najważniejsze jest jednak to, że ta grupa nadal wzbudza te pozytywne odczucia, jak w dawnych latach. Czy to siła nostalgii, której w BH90210 nie brakuje? Na pewno! Sentyment do grupy bohaterów jest duży i nawet, jeśli nie byliście wielkimi fanami, tak jak ja, w jakimś stopniu każdy z nas ich zna przez to jak kultowe to było. Tak naprawdę już to przyjemne uczucie w sercu może się pojawić w czołówce, gdy w tle zacznie lecieć jeden z najbardziej rozpoznawalnych motywów muzycznych w historii seriali. Ten pojawia się kilkakrotnie w paru scenach i... działa kapitalnie. Sprawia, że to wszystko zaczyna mieć sens, a przyjemność z oglądania ich po latach staje się takim guilty pleasure, czyli może nie jest to najbardziej rewelacyjny serial w historii, ale sprawia tak wielką przyjemność, że trudno zarzucić twórcom zaledwie skok na kasę. Fabularnie jest to rzecz na razie dość prosta. Nie brak scen humorystycznych, choć oczekiwanych. Są to różne sytuacje (np. opieranie się na tym, że nikt nie wie, kim są ci aktorzy, bo to takie stare lub nie przypominają siebie w młodości), czasem zabawne wstawki w dialogach, a często to po prostu ten luz i dystans płynący z tworzenia kreacji tych postaci często popadających w różne skrajności. Nawet nie chodzi o ocenę ich warsztatu, bo umówmy się - oni nigdy nie byli wybitnymi aktorami i nic się w tym aspekcie nie zmieniło. Raczej o różne momenty, które mogą wywołać emocje, pobudować sentyment i przypomnieć tak naprawdę, dlaczego ich lubimy, a jednocześnie zaskoczyć humorystycznym podejściem do tych relacji. Jednak to nie jest tylko wesoły serial o powrocie po latach. Ma on swoje smutne, mroczniejsze oblicze, które mówi o przebrzmieniu sławy. O tym, jak pomimo takiego sukcesu aktorzy mogą po tych kilku dekadach nie mieć za co wyżywić dzieci, czy o tym, jak życie nie potoczyło się zgodnie z oczekiwaniami i nie było usłane różami. Tego typu poważniejsze chwile zmuszają do zastanowienia się i być może nawet poczytania o nich, ile w tym aspekcie jest prawdy, ile fikcji, bo tego typu seriale w jakimś stopniu czerpią z rzeczywistości. Nie zabrakło też hołdu dla zmarłego Luke'a Perry'ego, o którym wspomina się kilkakrotnie w odcinku. Te sceny na pewno wzruszą niejednego fana, bo zostały pokazane z sercem i klasą. BH90210 rozpoczyna się solidnie i z potencjałem, który na razie jest zaledwie poprawnie użyty. Przygotowana historia na szaleństwa w Las Vegas ma swoje słabsze momenty, które wchodzą za mocno na rejony farsy, niż delikatnej parodii życia. Pomimo wszystko wydaje się, że jest to po prostu taki prezent dla fanów po latach. Taka przyjemna ciekawostka, która pozwala spotkać się znowu z tą grupką i śledzić ich ciut inne przygody. Zaskakująco miło się to ogląda i choć bynajmniej nie jest to poziom Odcinków, jest naprawdę nieźle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj