Największa różnica pomiędzy serialami The White PrincessThe White Queen jest taka, że opowiadana historia jest bardziej spójna. Nie ma tak drastycznego skakania o kilka lat co odcinek, a to przekłada się na historię, która rozwija się bardziej równomiernie, bez luk i niedopowiedzeń. Może i w ciągu tych odcinków minęło wiele miesięcy, ale kompletnie tego nie czuć. W poprzednim serialu wprowadzało to uczucie zagubienia, oderwania fabularnego i zamieszania. A tutaj wszystko gra. Historia jest spójna, a fabuła rozwija się równomiernie i ciekawie. Można odnieść wrażenie, że cała historia to ciągły pojedynek pomiędzy Elżbietą Woodville (matką Elżbiety York) i Małgorzatą (matką króla). Obie starsze kobiety już w poprzednim serialu zaczęły swoją rywalizację, a ta jest kontynuowana z powodzeniem. Dzięki temu mamy wiele dobrych scen, gdzie ich walka nabiera rumieńców. Trochę może razić fakt, z jaką łatwością Elżbieta wysyła wszelkie informacje, skoro szpiedzy Małgorzaty obserwują jej każdy krok. Można by założyć, że do tej pory odkryją jej metody i je wyeliminują. Można nawet sądzić, że jest to trochę zbyt uproszczone, ale tylko momentami. Szczególnego znaczenia to nie ma, bo rozwój intryg i spisków jest najjaśniejszym punktem opowieści. Szczególnie, gdy dochodzimy do zamachu na Henryka, co rozwija nowe wątki i zwiastuje nadchodzący konflikt. W tym miejscu Elżbieta Woodville objawia się jako ta zła, bo choć jest pokój i można dążyć do pojednania, ta dalej jątrzy i chce władzy. Czuć, że obie matki chcą toczyć dalej wojnę, gdy Henryk i młoda Elżbieta powoli odchodzą od tego fanatyzmu. Ciekawie i rozsądnie pokazane. Dobrze też wyglądają sceny w Burgundii, gdzie Jasper na życzenie króla stara się osiągnąć pokój. Jego nawiązanie bliższej relacji z księżną było obiecujące i zaskakująco dobrze pokazane. Trochę męczy w tym serialu fakt robienia z Elżbiety Woodville czarownicy, której magia może działa, może nie. W poprzednim serialu miało to sens, ale tutaj wydaje się zbyt natarczywe i niepotrzebne. Fakt tego wypadku w Burgundii, który rozpoczął kolejną wojnę, jest tego przykładem. Słyszymy, że kobieta była świetnym i doświadczonym jeźdźcem, więc trudno uwierzyć, by taka sytuacja mogła się wydarzyć. Cieszy fakt, że powoli Henryk i Elżbieta York wychodzą z cienia swoich rodziców. Narodziny Artura zmieniają tę relację, która wyraźnie się ociepla, a to wzbudza sympatię. Zwłaszcza, że oboje zaczynają stawiać się rodzicom, a tym samym dojrzewają. Fakt, że Elżbieta nie pojechała do matki, by spiskować, jest plusem, tak samo jak Henryk, który kilka razy otwarcie sprzeciwia się Małgorzacie i podejmuje inne decyzje. Rozbudowanie tych relacji zdecydowanie nie tylko jest zaletą serialu, ale odbywa się bardzo naturalnie i stopniowo. Razi mnie osoba Teddy'ego, który jest tak wielkim zagrożeniem dla Henryka. Według historyków istniały pogłoski, że młody Edward był niepełnosprawny umysłowo i serial wyraźnie czerpie z tego pełnymi garściami. To jego ciągłe krzyczenie o tym, że jest królem, kiedy ktoś wymówi jego imię, na to wskazuje. Jest też wiele oznak w jego zachowaniu. Kłopot w tym, że serial otwarcie nie mówi o tym, dlaczego młody Edward zachowuje się dziwnie. Dla wielu widzów będzie to po prostu głupie. ‌The White Princess pozytywnie zaskakuje, bo to serial, który ogląda się naprawdę dobrze. Intrygi kiełkują, a poszczególne aspekty znakomicie się zazębiają. Dobra rozrywka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj