Marcin Koszalka, reżyser takich intrygujących opowieści jak Czerwony pająk, i operator takich produkcji jak Rewers czy Pręgi, postanowił odkryć zapomnianą już przez wielu Polaków historię o tym, co działo się z góralami w czasie II Wojny Światowej. Stara się wytłumaczyć, czym jest Goralenvolk i skąd wzięło się takie pojęcie. Punktem wyjścia do tego jest opowieść dwóch braci: Jędraka (Filip Pławiak) i Maćka (Julian Świeżewski), których poróżniło przywiązanie do tradycji i poszanowanie woli starszych. Otóż ojciec chłopaków, by ratować honor rodu Zawratów przed plamą, jaką byłoby bankructwo, chce ożenić młodszego Jędrka z Bronką (Sandra Drzymalska) – dziewczyną z bogatego domu, z którą chłopak jest w związku. Jednak przyszły teść nie chce taternika za zięcia i stawia warunek – ślub będzie, ale ze starszym synem, czyli Maćkiem. I albo Zawraty to respektują, albo do połączenia rodów (a co za tym idzie – majątków) nie dojdzie. I na nic się zdają sprzeciwy Jędrka czy Bogny. Tradycja to tradycja. Decyzja ojców zmusza Jędrka do opuszczenia gór i przeniesienia się do Krakowa, gdzie poznaje naukowca Wolframa von Kamitza (Jakub Gierszał). Prowadzi on badania mające udowodnić, że górale wywodzą się od Niemców, przez co nie należą do Polski i są przez samych Polaków na siłę do tego kraju wcielani. W międzyczasie wybucha wojna i wojska Adolfa Hitlera zaczynają zajmować tereny polskie, w tym Podhale. Każą góralom wybierać, czy są Polakami, czy Niemcami. Na czele agitatorów, którzy zachęcają pobratymców do tego, by opowiedzieli się po stronie Führera, staje Jędrek. Jak nietrudno się domyślić, po drugiej stronie tego konfliktu staje jego brat Maciek.
Biała odwaga porusza bardzo ciekawy i ważny temat tożsamości i przynależności narodowej. W dość delikatny sposób obchodzi się z nią na ekranie. Pokazuje, że część ludzi była w stanie mówić i podpisywać wszystko, by tylko przeżyć. Oczywiście wśród nich byli tacy, którzy widzieli w tym biznes i szansę wzbogacenia się na tragedii innych. Marcin Koszałka i scenarzysta Łukasz M. Maciejewski włożyli tytaniczną pracę, by w swoim tekście zawrzeć wszystkie niezbędne fakty i wytłumaczyć widzowi, na czym polegała złożoność tej sytuacji. Nie osądzają nikogo. Nie wskazują, kto w tej sytuacji jest dobry, a kto zły. Agresor jest jeden – Niemcy. I to oni zmuszą ludzi do irracjonalnych wyborów. Takich, których będą się wstydzić do końca swojego życia. Za niektóre będą musieli zapłacić bardzo wysoką cenę. Jednak chęć przetrwania silniejsza jest od przyzwoitości.
Podoba mi się także to, jak scenarzyści pokazują pewne zmiany w mentalności pomiędzy generacjami. Młodzi górale zaczynają trochę inaczej patrzeć na świat i tradycję. Widzą, jak niektóre rzeczy są im z góry narzucane i nie mają już sensu. Dlatego się buntują. Ale nie tak bezwzględnie. Dopiero następne pokolenia będą w stanie postawić kolejny krok w stronę nowoczesności. Na razie mamy do czynienia z pierwszym małym zrywem. Bronka potrafi powiedzieć głośno ojcu, co myśli o nim, jego zachowaniu i planach, ale nie ma siły się mu przeciwstawić. Jędrek, gdy zostaje skrzywdzony przez najbliższych, opuszcza rodzinne strony i przenosi się do miasta, jednak nie na długo. Serce ciągnie go do gór. A wspólna wyprawa z niemieckim naukowcem jest dla niego tylko dobrą wymówką, by wrócić.
W Białej odwadze mamy mnóstwo wątków i ciekawych bohaterów. Działa to zarówno na korzyść, jak i na niekorzyść filmu. Dzięki temu, że na ekranie dużo się dzieje, widz jest cały czas zaciekawiony. Przeżywa wydarzenia i bardzo szybko angażuje się w opowiadaną przez Koszałkę historię. Jednak po seansie zostaje z pewnym niedosytem. Chciałby wiedzieć więcej. Niektórzy intrygujący bohaterowie pojawiają się na ekranie tylko przez chwilę, ale są tak dobrze zagrani i napisani, że widz chciałby poznać ich lepiej. Mowa między innymi o granym przez Adama Woronowicza oficerze UB i artystce Helenie, w którą wciela się Wiktoria Gotodecka.
Aktorzy włożyli tytaniczną pracę, by się przygotować do tego projektu. Mieli zresztą warunki, jakich w większości polskich projektów po prostu nie ma. Filip Pławiak przez blisko dwa lata uczył się wspinaczki, by móc wykonywać wszystkie sceny na ściance skalnej samemu, bez dublera. I to widać. Sceny, w których jego bohater się wspina, są przepiękne. A moment, w którym Jędrek bez żadnego zabezpieczenia wdrapuje się na sam szczyt zabytkowego kościoła, to jakiś kosmos. Cała obsada opanowała także gwarę góralską na tyle, by dialogi nie brzmiały karykaturalnie jak z jakichś kabaretów. Wierzymy w to, że oglądamy prawdziwych mieszkańców Podhala. O nauczeniu się choreografii tanecznej – która tylko wyglądała na prostą, a tak naprawdę była niezwykle skomplikowana – nawet nie wspomnę.
Do tego dochodzą jeszcze wspaniałe zdjęcia, za które także odpowiada Koszałka. Przenoszą nas one w góry i tworzą niepowtarzalny klimat. Kadry we wnętrzach i w plenerach czynią ten film przyjemnym dla oka. Wciągają nas tym samym jeszcze mocniej w opowiadaną historię.
Problem z Białą odwagą mam tylko jeden – czuję pewne nierówności w opowieści. Wydaje mi się, że wycięto sporo materiału, przez co mamy kilka wątków i postaci, które pojawiają się znienacka i równie szybko znikają. I pewnie bym nawet nie zwrócił na nie uwagi, gdyby nie były grane przez znanych aktorów – Marcina Bosaka, Marcina Czarnika czy Katarzynę Zawadzką. To sugeruje, że w pierwotnej wersji ich role miały być dużo większe, a znaczenie dla historii istotniejsze. Jednak z jakichś powodów zostały skrócone do niezbędnego minimum. Być może w przyszłości dostaniemy rozszerzoną wersję serialową, w której te wątki będą rozbudowane. Ale czy tak naprawdę będzie? Czas pokaże.
Mimo tych nierówności film ogląda się dobrze. Filip Pławiak niesie go na swoich barkach przy świetnej asekuracji Juliana Świeżewskiego. Panowie znakomicie się uzupełniają. Ich konflikt jest doskonale nakreślony i wyczuwalny na ekranie. Braterska rywalizacja nigdy do końca nie przeradza się w totalną nienawiść. Widz to rozumie i sympatyzuje z każdym z bohaterów. Staramy się też zrozumieć ich różne położenie.
Biała odwaga to potrzebny i ważny film, który nikogo tak naprawdę nie obraża. Pokazuje historię i wyciąga na światło dzienne pewne niewygodne dla Podhalan opowieści. Jednak moim zdaniem ważne jest to, byśmy byli świadomi naszej historii i potrafili się z nią zmierzyć. Choćby w taki filmowy sposób.