Serial opowiada o wkraczających w dorosłość Andrew (John Mulaney), Nicku (Nick Kroll) i Jessi (Jessi Glaser). Pierwsza miesiączka, masturbacja, związki, relacje z rodzicami. Korzystając z oferowanego przez niepubliczne media braku ograniczeń, twórcy nie powstrzymują się i często przekraczając granice dobrego smaku, zasypują widzów każdym infantylnym żartem, jaki przychodzi im do głowy, nie stroniąc przy tym od przekleństw. Cierpi na tym cały serial, bo zajęci zapomnieli przy okazji uwzględnić jakąś fabułę. Big Mouth składa się z licznych, często niezwiązanych ze sobą wątków, które zamykają się w kilku odcinkach, z czego większość nic nie wnosi do ogółu. Po czym nagle się kończy. Zresztą na tej ekstremalności tracą też same żarty, czyli danie główne. Bazują one w dużym stopniu na tym, że dorosły widz będzie identyfikował się z przeżyciami młodych bohaterów, ale przeżycia te są w wielu przypadkach przegięte do granic możliwości i przez to zbyt odrealnione, by się nimi cieszyć. Z jednej strony mamy przyziemne problemy dziewczyny, która dostała miesiączkę, kiedy miała założone białe szorty, z drugiej chłopaka, który zastanawia się, czy jest gejem i konsultuje swoje obawy z duchem Duke’a Ellingtona. Po czym o wszystkim dowiaduje się jego przyjaciel. Po rozmowie z tym samym duchem. Albo mamy nastolatka który zapładnia swoją poduszkę i przeżywa z nią pierwszą miłość. Do końca nie wiadomo, co jest tylko wytworem nabuzowanej wyobraźni młodych protagonistów, a co dzieje się naprawdę. Natomiast humor niezwiązany z dojrzewaniem to niskich lotów żarty z celebrytów lub absurdyzm w stylu Rick and Morty, pełen poduszek w ciąży i duchów muzyków jazzowych, zupełnie niepasujący do całości i wciśnięty na siłę, a czasem ciągnący się długimi minutami. Tempo jest zresztą jednym z większych problemów. Niekiedy akcja toczy się szybko i płynnie, innym razem jest ustawicznie przerywana, przez kilkuminutowe numery muzyczne. Szkoda, bo w kwestii audiowizualnej nie ma się do czego przyczepić. Obsada robi wrażenie (Fred Armisen, Jason Mantzoukas, Maya Rudolph, Jenny Slate, Jordan Peele) i ich wykonaniu nie można niczego zarzucić. Kreska, choć pozornie brzydka, pasuje do całości, a animacja jest płynna i kolory żywe. Tylko że co z tego, skoro jest wykorzystana do przedstawienia postaci, które są w najlepszym razie nieciekawe, a w większości antypatyczne lub irytujące. Big Mouth z pewnością znajdzie swoją niszę, wśród miłośników wulgarnych animacji dla dorosłych, w stylu South Park, ale do szerokiego grona odbiorców raczej nie trafi. Żarty są zbyt ekstremalne, fabuła szczątkowa, a wykonaniu brak konsekwencji. Całość ma znamiona wewnętrznego żartu między twórcami, który ciężko zrozumieć i docenić osobie postronnej. Tylko w bibliotece Netfliksa jest wiele innych, znacznie bardziej zasługujących na uwagę seriali, a każdemu, kto po pierwszym odcinku dalej się waha, czy dać Big Mouth szansę, odpowiadam: nie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj