Bill the Kid to serial biograficzny platformy Viaplay. Czy historia legendarnego rewolwerowca dobrze wypada na ekranie?
Billy the Kid to autorski serial
Michaela Hirsta, który po latach pracy nad
Wikingami przeniósł się na Dziki Zachód. Z góry widać, że to jego serial wraz z wszelkimi zaletami, ale też niestety wadami, do których przyzwyczaił w hicie o nordyckich wojownikach. Tutaj czuć to najbardziej w pierwszych odcinkach, które stanowią ekspozycję pochodzenia Billy'ego. Dużo w tym klisz, źle ogranych schematów, chaotyczności oraz pretensjonalnej nielogiczności w zachowaniach postaci, czyli standard w wykonaniu tego scenarzysty. Gdy w grę zaczynają wchodzić mniejsze lub większe głupoty, można łatwo odbić się od serialu i go porzucić. Pierwsze odcinki nie zachęcają, bo historia opowiadana w taki sposób zwyczajnie nudzi i nie jest w stanie zaangażować, bo nie mamy na ekranie ciekawych postaci.
To się zmienia, gdy Billy dorasta i zaczyna go grać
Tom Blyth. Wówczas zaczyna to przekonywać, bo aktor świetnie łączy młodzieńczą niedojrzałość postaci z różnymi przejściami, które kazały mu szybciej dorosnąć. Aktor ma charyzmę i dzięki temu szybko kradnie czas ekranowy, przekonując swoją prosto budowaną wiarygodnością. Jego Billy the Kid jest w stanie do siebie przekonać i pozwolić go zrozumieć, dlaczego jest, jaki jest. Charyzma młodego Blytha w połączeniu z wiarygodną kreacją daje bohatera niejednoznacznego, który staje się po trochu ofiarą rzeczywistości i losu knującego przeciwko niemu. Nie chciał zabijać, ani być bandytą, a krok po krok szedł w tym kierunku. Starał się nie zatracić człowieczeństwa w świecie, w którym coraz bardziej go brakowało. Nawet wbrew kompanom, którzy nie mieli problemu z zabijaniem dzieci. To buduje ciekawy obraz człowieka w głębi serca dobrego, który nigdy nie miał wyboru w tym, jaką drogą powinien iść. Czy taki był prawdziwy Billy? Na to pytanie odpowiedzi nie znamy i nie jest ona aż tak istotna, bo ważne jest, że wiarygodnie to gra na ekranie i tworzy postać interesującą.
Po dość męczącym i karkołomnie kreowanym początku
Billy the Kid zdecydowanie łapie wiatr w żagle. Staje się serialem ciekawszym, a wyzwania stojące przed Billym stają się coraz bardziej interesujące. Dobrze w tym momencie podkreślono kontrast pomiędzy nim, a jego kompanami z bandy, którzy docelowo muszą stać się jego wrogami. Coś, co jest budowane stopniowo, ale skrupulatnie i rozsądnie, tworzy tak naprawdę największy emocjonalny potencjał serialu.
Trzeba przyznać, że Michael Hirst potrafi przemyślanie pokazywać kultury. Tak jak z wikingami stworzył coś wiarygodnego, tak tutaj też to czyni z Dzikim Zachodem. Mamy więc trochę zabawę westernowymi schematami i stereotypami, które stają się atrakcyjną częścią
Billy'ego the Kida. Twórca świadomie korzysta z tego, by dobrze budować warstwę rozrywkową i pozwalać tej historii nabierać charakteru. Dzięki temu im dalej, tym serial staje się lepszy, ciekawszy, bo choć tropy gatunkowe są oczywiste, mają one drugie dno nadające im sensu. W tym wszystkim trochę brakuje konkretnego pokazania, jak i dlaczego Billy the Kid stał się tak dobrym rewolwerowcem. Ten aspekt został za bardzo potraktowany po macoszemu w naprawdę kiepskim początku sezonu.
Billy the Kid nie jest najlepszym serialem, jaki można obecnie oglądać, ale na pewno dzięki westernowemu klimatowi, dobrej kreacji Blytha i złapaniu wiatru w żagle w dalszej części sezonu staje się propozycją interesującą. Taką, która buduje potencjał na 2. sezon pomimo kluczowej wady, jaką jest sam twórca Michael Hirst. Wyraźnie praca przy
Wikingach i brak jednoznacznego wyciągania wniosków z błędów, nadal mu nie służy. Nie żałuję, że jednak dałem szansę serialowi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h