Black Knight to nowy koreański serial, który zasila bibliotekę Netflixa. Produkcja składa się z sześciu odcinków trwających około 50 minut. Akcja rozgrywa się w odległym 2071 roku, czterdzieści lat po uderzeniu asteroidy, która zdziesiątkowała życie na Ziemi. Seul zmienił się w opustoszałą pustynię, a większość tlenu zniknęła z atmosfery, przez co życie na powierzchni jest praktycznie niemożliwe. W schronach i bunkrach wciąż jednak żyją ludzie, których codzienność (w zależności od pozycji społecznej) polega na walce o tlen. W tej dystopijnej rzeczywistości ważną funkcję pełnią kurierzy. Ich zadaniem jest dostarczanie ściśle monitorowanego, życiodajnego gazu wszystkim tym, którzy zgłaszają takie zapotrzebowanie. Legendą i niedoścignionym idolem w tym fachu jest 5-8, najbardziej skuteczny i odważny dostawca surowca w okolicy. Zainspirowany nim Sa-wol, młody chłopak z nisko uplasowanego w hierarchii obozu uchodźców, zrobi wszystko, by być jak jego idol. Droga do realizacji marzeń okazuje się jednak pełna wyzwań i niemałych zaskoczeń. W obsadzie są między innymi Woo-bin Kim, Yoo-seok Kang, Esom, Seun-heon Song, zaś twórcą, scenarzystą i reżyserem produkcji jest Cho Ui-seok. Po sukcesie Squid Game, południowokoreańskie produkcje cieszą się dobrą passą i dużym zainteresowaniem widzów. W tym jednak przypadku nie można niestety mówić o niczym przełomowym. Black Knight nie trzyma widza w napięciu ani nie oferuje emocji, które szczególnie zapadałyby w pamięć. Historia, choć upstrzona efektami specjalnymi i osadzona w budzącym niepokój piaskowym środowisku, toczy się koło za kołem, wywołując momentami uczucie znużenia. Choć twórcy mają do dyspozycji sześć odcinków, tempo prowadzenia opowieści jest nierówne. Po dynamicznych scenach walki pojawiają się rozciągnięte w czasie flashbacki lub (co gorsza) nostalgiczne i refleksyjne rozterki bohaterów, najczęściej rozgrywane w ich własnych głowach. Trudno oprzeć się wrażeniu, że całość mogłaby być zdecydowanie krótsza. Co więcej, aby nie towarzyszyły nam żadne wątpliwości, twórcy oznaczają wszystkie retrospekcje dziwną fioletową poświatą lub slow motion, co wypada dość prowizorycznie. Serial ma przynajmniej kilka momentów, w których prowadzi widza za rączkę, a to niestety nie wypada najlepiej. Bolączką produkcji jest także namnożenie postaci – być może ambicją twórców było zbudowanie wielowątkowego i wielopłaszczyznowego świata, jednak wychodzi to raczej średnio. Sześć odcinków to za mało, by wiarygodnie przedstawić wszystkie relacje międzyludzkie, co owocuje niczym innym jak patetycznymi scenami rozpaczy za bohaterem czy bohaterką, która dla widza była w zasadzie anonimowa. Produkcja często popada w pewnego rodzaju infantylizm, co rzuca się w oczy dość wyraźnie, zwłaszcza jeśli chodzi o budowanie postaci. Mimo że świat przedstawiony został zarysowany dość klarownie i w teorii wiemy, że stawka jest naprawdę wysoka, w praktyce zupełnie tego nie czuć. Wpływać na to mogą dziury logiczne, których tutaj nie brakuje. Nawet na samym początku trudno przymknąć oko na zaawansowaną technologicznie rzeczywistość (przypominam, że mówimy o świecie praktycznie doszczętnie zniszczonym przez asteroidę) czy też na naiwny fakt noszenia masek przeciwpyłowych zamiast butli z tlenem. Gdybyśmy brali tę produkcję na serio, przez kolejne odcinki zwyczajnie nie dałoby się przebrnąć. Traktując ją jednak wyłącznie jako rozrywkę i kino akcji (i nie zwracając uwagi na logikę lub jej brak), można odnaleźć pewną satysfakcję w seansie – zwłaszcza jeśli chodzi o warstwę wizualną i techniczną. Tym, co sprawdza się najlepiej, są właśnie przyzwoite efekty specjalne (CGI widać tylko czasem, a i tak nie jest zbyt nachalne), scenografia oraz sceny walki. Twórcy mają pole do popisu – przede wszystkim w odcinku trzecim, w którym razem z Sa-wolem przechodzimy wymagające etapy eliminacji na drodze do zostania kurierem. Serial faktycznie ma specyficzny klimat. Szkoda tylko, że to za mało, by całość zagrała dobrze. Black Knight to propozycja zaledwie przeciętna – choć zapowiadało się całkiem dobrze, efekt końcowy pozostawia wiele do życzenia. Największą zmorą serialu jest kiepska umiejętność budowania napięcia i wytracanie tempa. Chcąc skupić się na wszystkim tym, co w środku przeżywają bohaterowie, twórcy ostatecznie sprawiają, że całość gdzieś po drodze po prostu się rozmywa. Nawet jak na typowy serial do zagryzania popcornu jest po prostu... przeciętnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj