Jefferson i Anissa kontynuują swoje poszukiwania laboratorium, w którym przetrzymywane są osoby zamienione w mety za sprawą ASA. W tym celu Gambi próbuje wyciągnąć informacje od jednego z rządowych współpracowników. Do miasta powraca dawno niewidziany Tobias Whale, który sam pragnie wykończyć Black Lightninga. Jednak nie pozwala mu na to jego umowa z nowymi sprzymierzeńcami, ASA. Agencja oferuje przestępcy wsparcie z zupełnie niespodziewanej strony. Rozpoczyna się polowanie na zamaskowanego herosa Freeland, w czasie którego mogą ucierpieć niewinni Do produkcji przywrócono postać Tobiasa i muszę przyznać, że w tym odcinku zaprezentował się bardzo dobrze. Pomijając wszelkie jego kuloodporne gadżety i całą otoczkę unoszącą się wokół tego czarnego charakteru, to grający go Marvin Jones III dzięki swojej charyzmie wyciąga maksimum z tej postaci. Whale w tym odcinku w końcu zaprezentował się jako godny przeciwnik Black Lightninga, podczas gdy w swoich poprzednich odsłonach raczej ograniczał się do groźnych słów i wydawania rozkazów. Dobrze, że scenarzyści zdecydowali się wrzucić tego antagonistę w wir walki, ponieważ jego pojedynek z obrońcą Freeland prezentował się bardzo dobrze. Jednak jest jedna rzecz, która trochę popsuła mi oglądanie tego epizodu i jest ona związana właśnie z natłokiem złoczyńców. W pewnym momencie scenarzyści zafundowali nam czterech pełnoprawnych antagonistów i mogło to wprowadzić lekki chaos narracyjny. Wątek Lali według mnie był w tym epizodzie kompletnie niepotrzebny, ponieważ ta postać pojawiła się tylko w trzech i to mało znaczących scenach. Jak zwykle twórcy zaprezentowali nam nieźle zrealizowane sceny akcji, szczególnie prym wśród nich wiedzie ta w szkole z udziałem Black Lightninga, Thunder i trójki czarnych charakterów produkcji. Szczególnie dobrze oglądało się pojedynek dwóch kobiecych bohaterek serialu, w którym mieliśmy do czynienia ze zwrotami akcji jak w dobrej produkcji kina kopanego. Do tego wszelkie wślizgi, posługiwanie się bronią i akrobacje postaci Syonide bardzo przypominają mi działania Trinity z The Matrix, co tylko działa na plus w ogólnym odbiorze odcinka. Ciekawą choreografię walki wykorzystali również twórcy w pojedynku pomiędzy Black Lightningiem a Khalilem i Tobiasem, co zaowocowało rasowym pojedynkiem nie tylko dwóch stron konfliktu, ale także dwóch filozofii. Jednego ze słabszych punktów tego epizodu można dopatrywać się w postaci Khalila. Scenarzyści trochę na siłę próbowali wtłoczyć w niego pewną wielowymiarowość, ale nie za bardzo im to wyszło. Mimo że za bohaterem przemawiała ciekawa geneza i wszelkie perypetie na przestrzeni całego sezonu, to koniec końców twórcy ukazali nam byłego ucznia Jeffersona jako bezmyślnego najemnika, który ślepo wierzy we wszelkie prawdy opowiadane mu przez jego zwierzchników. To sprawia, że z postaci o naprawdę sporym potencjale scenarzyści stworzyli kolejnego, niewartego uwagi złoczyńcę, o którym będzie można szybko zapomnieć. Z Khalilem wiąże się w pewnym momencie również nie za ciekawy wątek Jennifer, która nadal nie przekonuje mnie w tym serialu. Twórcy po raz kolejny zaprezentowali nam jej obrażoną na wszystko wersję, zupełnie nieświadomą swoich możliwości, co tylko spowodowało zgrzyt w fabule. Jednak pod koniec odcinka być może zaoferowano nam punkt zwrotny, w którym dziewczyna zda sobie sprawę, jak ważne są jej umiejętności. Jednak na ten sezon ta zmiana nastąpiła za późno. Nowy odcinek Black Lightning nie ustrzegł się błędów, jednak nie były one tak mocne, żeby w pełni przysłonić jego dobre elementy. Przed nami finał sezonu i zdecydowanie czekam na ostateczny pojedynek Jeffersona i Tobiasa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj