Black Lightning powraca z 2. sezonem i... jest to naprawdę udany come back. Serial nic nie stracił ze swojej świeżości, a premiera daje nadzieję na kawał niezłej historii.
Black Lightning przenosi nas do Freeland po trzech miesiącach od wydarzeń z finału poprzedniego sezonu. Społeczność jest rozbita świadomością tego, że ich miasto przez kilkadziesiąt lat było poligonem doświadczalnym dla amerykańskiego rządu. Sprawy nie ułatwia fakt, że u coraz większej liczby osób zaczynają się objawiać moce. W tym wszystkim próbuje się odnaleźć nasz główny bohater, który nie dość, że nadal zmaga z mocami u swoich córek, to na dodatek musi podjąć ostatnią walkę o istnienie szkoły, którą zarządza.
To oczywiście niepełny zarys tego, co można było zobaczyć w premierowym odcinku drugiego sezonu
Black Lightning. Najważniejsze jednak jest to, że twórcy nie postawili od razu na fajerwerki, tylko na spokojne wprowadzenie do całego sezonu. Stąd nie uświadczymy zbyt wielu scen akcji (aczkolwiek i takie się znajdują), dostaniemy natomiast sporo niezłych dialogów, które kładą podwaliny pod przyszłe wydarzenia. Niemniej postarano się, aby premierowy odcinek zaczął się bardzo mocno i jeszcze mocniej skończył. I w tych scenach widać parę potknięć. Przede wszystkim praca kamery przy starciu Kary Fowdy z Syonide (choreografia zdecydowanie na plus) była mimo wszystko zbyt wolna, by nie dało się zauważyć dublerów zastępujących główne aktorki i to trochę wybijało z rytmu oglądania. Niewielki facepalm mógł natomiast wystąpić w ostatniej scenie, kiedy Kara Fowdy rzuca się sama na Tobiasa Whale'a. Poczynając od pierwszego ujęcia, przez rozwinięcie, aż po zakończenie, miało się wrażenie, że ta scena dość mocno psuje wrażenie z całego odcinka i najprościej mówiąc – można było ją sobie darować.
Sam epizod skupia się natomiast na konsekwencjach rządowych eksperymentów i na tym, jak społeczność Freeland próbuje sobie z tym radzić. A że średnio się to udaje, widzimy w poszczególnych, początkowych scenach - gdy policja zatrzymuje nastolatka, w czasie spotkania w kościele oraz postawie mieszkańców miasta. Dotychczasowa działalność na rzecz miasta Black Lightninga i Thunder, choć wciąż doceniana, zaczyna również wzbudzać coraz więcej wątpliwości. Miasto, które dotychczas i tak średnio radziło sobie z „normalnymi” problemami, nie jest w żaden sposób przygotowane na pojawianie się metaludzi. Sam Jefferson zdaje sobie sprawę, że może to być dla niego i jego rodziny jeden z najtrudniejszych okresów w życiu. Sprawy nie ułatwi z pewnością to, że jego córka Jennifer do tej pory nie opanowała swoich nowych zdolności, a jak pokazał ten epizod, jej wszystkie moce dopiero zaczynają się ujawniać, co tylko będzie dodawać smaczku kolejnym odcinkom.
Znaczny wpływ na wydarzenia w tym sezonie będzie miała również walizka i jej tajemnicza zawartość, która równie dobrze może być kluczem do tego, jak pomóc metaludziom i wprowadzenia chaosu w całym mieście. O tym jednak przekonamy się w kolejnych epizodach.
Jak na serial stacji The CW oparty na komiksach DC, Black Lightning prezentuje się jak do tej pory naprawdę dobrze. Historia jest spójna, nie ma w niej zbyt wielu zgrzytów, a z każdym odcinkiem postacie rozwijają się. Jest to bardzo powolna ewolucja, jakiej często w serialach tego typu mocno brakuje. Nie bez znaczenia w tym przypadku jest fakt, że choć w domyśle wiemy, że wydarzenia Black Lightninga toczą się w tym samym uniwersum, co
Arrow, Flash i reszta, to jak na razie serial jest zdecydowanie trzymany od nich z dala. I to wychodzi mu tylko na dobre.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h