Dwudziesty czwarty odcinek Boku no Hero Academia był naprawdę świetny. Obejrzeliśmy dalszy ciąg retrospekcji Shigarakiego, który został przygarnięty przez All for One. Wyjaśniono, dlaczego używał rąk swoich bliskich, a także to, jak zareagował na zabijanie innych. Było to dość upiorne, dzięki charakterystycznej muzyce w tle. Ale też trochę się mu współczuło, ponieważ od małego był wykorzystywany przez tego złoczyńcę, który nadał mu imię i swoje nazwisko. Poznaliśmy też motywy postępowania Tomury oraz jego skrzywioną psychikę. Dzięki arcowi My Villain Academia otrzymaliśmy wszystkie odpowiedzi związane z przeszłością i celami Shigarakiego. Cieszy, że te retrospekcje w pełni wyjaśniły niuanse związane z tą specyficzną postacią, a studio Bones dobrze poradziło sobie z adaptacją historii z mangi. Dzięki temu, że Shigaraki przypomniał sobie o przeszłości, mógł uwolnić się z ograniczających go więzów i wykorzystać w pełni swój dar. Re-Destro nawet używając zbroi Claustro i mogąc osiągnąć 150% stresu, nie miał szans z liderem Ligi Złoczyńców. Ta transformacja nie tylko mu w niczym nie pomogła, ale też nie prezentowała się zbyt efektownie. Dynamiki i nieco emocji wydarzeniom dostarczała metalowa muzyka w tle. Zniszczenia poczynione przez Shigarakiego robiły wrażenie, ale sama animacja nie imponowała. Chwilami kreska była świetna, ale można było też dostrzec sporo niedociągnięć. Szkoda, ponieważ w mandze wyglądało to obłędnie. Ostatecznie Re-Destro poddał się, ale jednocześnie przejrzał na oczy. Zauważył, że Shigaraki jest uosobieniem wolności używania swojego daru, o którą tak walczy. I jak na sprytnego polityka przystało, wykorzystał tę porażkę do stworzenia czegoś znacznie potężniejszego. Powstał Paranormalny Front Wyzwolenia, który jednoczył Ligę Złoczyńców i Armię Wyzwolenia Supermocy. Nazwa wywołuje rozbawienie, ale chyba już wszyscy się przyzwyczailiśmy, że manga oraz anime nie przywiązują do tego dużej wagi. Przecież daleko nie trzeba szukać, biorąc pod uwagę pseudonim głównego bohatera (Deku) czy poszukiwania idealnej ksywki dla Bakugo. W każdym razie złoczyńcy zjednoczyli się pod przewodnictwem białowłosego Shigarakiego, który pozostawił sobie jedną rękę jako znak firmowy.
fot. Bones
+12 więcej
W dwudziestym piątym odcinku rozwiązano tajemnicę „tortur” Shigarakiego przez Darumę, co było pokazane kilka epizodów wcześniej. Złoczyńca został poddany bolesnemu ulepszeniu, które ma trwać parę miesięcy. Dzięki temu będzie w stanie kontrolować One for All, czego nawet All for One nie mógł osiągnąć. Pragnienie siły przez Tomurę trochę przeraża, bo przecież dzięki rozwinięciu jego destrukcyjnego daru i tak stał się niesamowicie potężny. Ale w końcu historia musi się w jakiś sposób połączyć z głównym czarnym charakterem anime, więc kolejnego „doładowania” nie da się uniknąć. W finałowym odcinku powrócili wszyscy protagoniści. Młodzi superbohaterowie prezentowali swoje postępy, jakie poczynili podczas stażów. Wydarzenia wróciły do bieżącego czasu, w którym uczniowie cieszyli się ze zbliżającego się końca roku i wspólnego posiłku. All Might podzielił się swoją wiedzą o poprzednikach, którzy dzierżyli One for All (zabawny nadpobudliwy Bakugo). Do tego były Numer Jeden poczuł się niepotrzebny, więc pocieszał go Aizawa. Z kolei Eraser Head zmartwił się rosnącym rogiem Eri, a Hawks znalazł wskazówkę, która ma doprowadzić do powstrzymania Paranormalnego Frontu Wyzwolenia. Wszystko to niestety trochę nudziło, bo odnosiło się wrażenie, że mamy do czynienia z fillerowymi wydarzeniami. Do tego panowała miła atmosfera, w której brakowało napięcia, że zbliża się coś wielkiego. Nawet scena po napisach, która miała zapowiadać ogromne emocje w kolejnym sezonie, w żaden sposób nie ekscytowała. Czytelnicy mangi wiedzą, że „szpital” wiąże się z brawurową akcją i walkami, co zupełnie nie zostało podkreślone. To duży błąd, ponieważ ten sezon był średni i nierówny, więc w ten sposób można było przekonać widzów, że w przyszłości czekają na nich emocjonujące i przełomowe wydarzenia, które zmienią wszystko w tej historii. 5. sezon Boku no Hero Academia dobiegł końca. Dwudziesty czwarty odcinek udanie zamknął arc dotyczący złoczyńców, dzięki któremu lepiej poznaliśmy te postacie z Shigarakim na czele. Nie satysfakcjonuje bezbarwny koniec pojedynku Dabiego i brak wkroczenia do akcji Gigantomachii. Klimat był dalej mroczny ze względu na retrospekcje, a także dlatego, że Tomura to szalony człowiek (jego obłąkańczy śmiech!). Ten epizod był znakomity, choć pod względem animacji momentami leciutko szwankował. Natomiast finał serii nie przyniósł żadnych emocji i nie zbudował nawet dobrego gruntu pod kolejny sezon, dlatego bardzo rozczarował. Na szczęście ten sezon mamy już za sobą. Miał on lepsze i gorsze momenty, a do tego rozwinął kilku bohaterów (Endeavor). Przed nami już tylko same soczyste, dynamiczne i mroczne wydarzenia, na które będziemy musieli trochę poczekać, uzbrajając się w cierpliwość… ale będzie warto!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj