Przede wszystkim forma, przez którą część widzów wyrywała sobie włosy z głowy podczas seansu kinowego, jest tutaj dużo bardziej poprawna. Nie ma chaotycznego montażu, scen bez kontekstu, zbyt szybkich ujęć i niezrozumiałych zabiegów reżyserskich. Oglądając drugi odcinek, widać jasno, jak strasznie pocięty był obraz kinowy. Teraz wszystko wróciło na swoje miejsce i forma praktycznie nie razi. Historia Darka i Danieli jako sanitariuszy to już nie jest zbiór chaotycznych scen, a pełnoprawny, logiczny wątek mający swój początek, rozwinięcie i nawet refleksyjną konkluzję. Oczywiście pozostawia on wiele do życzenia w kwestii treści, ale cieszy fakt, że forma stała się wreszcie dużo bardziej uporządkowana. Podobnie sytuacja wygląda z drugim najważniejszych wątkiem omawianego odcinka. Opowieść o Marku na tę chwilę jest motywem przewodnim całego serialu. Zarówno w premierowym epizodzie, jak i teraz jego historia opowiadana jest powoli i miarowo, w tonie zupełnie innym od tego, który przepełnia styl Patryk Vega. To też najlepszy element fabularny serialu. Historia jest dramatyczna, pozbawiona głupkowatego śmieszkowania i niepotrzebnej wulgarności. Mocna, ale nie przerysowana, sugestywna, ale nie trywialna. Trzeba tutaj pochwalić Sebastian Fabijański, który zdecydowanie zrywa z wizerunkiem twardziela, wcielając się w bardzo delikatną postać. To jedna z niewielu ról w filmie/serialu, które zasługują na uznanie, jeśli chodzi o aktorstwo. Wciąż całkiem przyjemnie ogląda się Tomasz Oświeciński, jednak jego występ trzeba traktować raczej w kategorii błaznowania naturszczyka bez warsztatu, niż pełnoprawnego wykonu wykształconego artysty. Niestety powyższe zalety serialu nie są w stanie przesłonić wciąż licznych wad i słabości. Odcinek rozpoczyna się od niesławnej sceny seksu z psem. W tym momencie powinna zostać spuszczona zasłona milczenia, kończąca wszystkie dyskusje na temat jakości fabularnej filmu/serialu. Czy naprawdę są widzowie, którzy tego typu rozwiązania przyjmują z życzliwym uśmiechem i aprobatą dla pomysłowości scenarzysty? Podobno o gustach się nie dyskutuje i w sztuce wolno wszystko, ale co ma wspólnego z kulturą prześmiewcze przedstawienie motywu żywcem wyjętego z kloacznych żartów opowiadanych przy grillu przez wąsatych Januszów? Mimo że wątek Marka wprowadza do opowieści dramatyzm i powagę, to w serialu wciąż dominują tego typu segmenty. Epatowanie wulgarnością, przemocą, seksem, granie na najniższych pobudkach oraz przaśne żarty to u Patryka Vegi chleb powszedni. Stanowiły one esencję filmu Botoks. W serialu, dzięki bardziej ułożonej formie, nie rzucają się tak w oczy, ale gdy się pojawią, wciąż mają wielką siłę rażenia. W omawianym odcinku dostajemy skondensowaną dawkę „vegaizmów” w postaci szybkiej aborcji, seksu ze zwierzęciem, okradania nieboszczyka, pijackich wybryków sanitariuszy i niezliczonej liczby nieśmiesznych, wulgarnych żartów. Całe szczęście historia Marka, mimo że mocna, jak na razie wolna jest od tego typu motywów. U Danieli i Darka jest tego dużo więcej, choć twórcy ewidentnie próbowali w tym przypadku stworzyć klasyczny wątek komediowy. Finalnie wyszło beznadziejnie, chyba że kogoś bawi Darula pokryty pianą odżywki, która wcześniej była w czyimś odbycie, lub zabawa dorosłego faceta sygnałem karetki pogotowia. Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu… Serial Botoks ma jeden interesujący wątek, którego nie było w filmie. Dla niego warto oglądać tę produkcję. Jest on na tyle dobrze zrealizowany, że pobudza zainteresowanie co do dalszych losów Marka. Pod względem fabularnym, pozostałe motywy wciąż pozostawiają bardzo dużo do życzenia. Na szczęście, dzięki bardziej usystematyzowanej formie, da się to oglądać bez wyrywania włosów z głowy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj