Historia odcinka skupia się na chińskiej pani naukowiec, która zostaje "wyciągnięta" ze swojego kraju przez CIA. Za nią zostaje wysłana grupa najemników - braci Pavlovich, których widzieliśmy w premierze podczas akcji na moście. Problem w tym, że są to najgorsze, najbardziej nijakie, sztampowe postacie, jakie ten serial zaprezentował. Zero charyzmy, brak pomysłu i jakiegoś sensownego nadania im osobowości. 

Lizzie w tym odcinku błyszczy jak nigdy, imponując brakiem rozgarnięcia i abstrakcyjnymi decyzjami, które niegodne są agentki FBI. Najpierw ogarnia ją irracjonalna chęć śledzenia Toma w sposób niezwykle amatorski, choć ludzie Reda mogli to zrobić lepiej i dzięki nim dostałaby ona jakieś solidne informacje. Potem następuje przekomiczna scena "tortur" Toma. Fakt, że łamie mu palec tak, iż umożliwia mu to ucieczkę, jest nieporozumieniem. Może i w FBI nie uczą torturowania, ale tu chodzi o zwykłe pomyślenie nad tym, co się robi, a tego w zachowaniu Lizzie brak.

[video-browser playlist="634172" suggest=""]

Najlepsze sceny odcinka są jednak związane z braćmi Pavlovich, ale tylko dlatego, że Reddington nadaje ich działaniom sensu i celu. Atak na kryjówkę Toma jest solidnie zrealizowany, gdyż nie brak tutaj niezłej akcji, pomysłu i efektownych rozwiązań. I nawet superszpieg z nietuzinkowymi umiejętnościami nie ma szans podczas tak dobrze skoordynowanego ataku. 

Tak naprawdę odcinek ma zaledwie jedną zaletę: ostatnią rozmowę Toma z Lizzie. Motyw tego, że Red coś ukrywa, jest niebywale intrygujący, a ciekawość zostaje niezwykle pobudza w cliffhangerze. Co takiego ukrywa Red? Co Lizzie zobaczyła? Z całą pewnością można odczuć chęć przekonania się o tym w kolejnym epizodzie.

Czarna lista miała o wiele więcej lepszych, ciekawszych i bardziej emocjonujących odcinków. Dziewiętnasty sprawia wrażenie zaledwie przeciętnego.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj