Jego pojawienie się zawsze zwiastuje awantury i sporo nerwów ze strony Sherlocka. Lee Miller doskonale zresztą pokazuje, z jakimi emocjami wiąże się spotkanie braci. Ich pierwsze spotkanie w tym odcinku skończyło się na wielkim westchnięciu detektywa i późniejszym pytaniu przy kolacji, czy Mycroft przyjechał tu, żeby znowu przespać się z Joan. Uwielbiam bezkompromisowość w dialogach między nimi. Widać, że dla scenarzystów jest to przestrzeń, w której mogą sobie pozwolić na więcej swobody.

Za pojawieniem się Mycrofta stoi jednak coś więcej. Wiedzieliśmy o tym po jego rozmowie telefonicznej we wcześniejszych odcinkach, a teraz się to potwierdza. Pytanie tylko, czego od Holmesa chce jego brat. Tego pewnie dowiemy się dopiero w finale, ale podoba mi się, jak scenarzyści to obmyślili. W restauracji Mycrofta pojawiają się przestępcy związani z mafią. Zarówno Sherlock, jak i Watson cały czas myślą jak detektywi, więc muszą sprawdzić tajemniczych mężczyzn. Prowadzi to do tego, że Joan zostaje porwana. Mamy więc jeszcze więcej pytań, ale jednego chyba możemy być pewni: Mycroft to wszystko ukartował i ubrał pod płaszczykiem swoich emocji do Joan.

A to kolejny wątek, który mógł rozbudzić emocje widzów. W końcu, po kilku odcinkach totalnej posuchy, widać, że Joan i Sherlocka coś łączy. Jest między nimi ciekawy rodzaj relacji – nie do końca zawodowej, ale też nie intymnej. Jestem pewien, że Sherlock nie traktuje jej jedynie jak swojego wspólnika, ale z drugiej strony nie okazuje większego zainteresowania. Z jej strony jest zresztą podobnie. Dlatego tak bardzo podobało mi się, że Sherlock postanowił walczyć ze swoim bratem o Watson, a w konsekwencji otworzył się na nią.

[video-browser playlist="634862" suggest=""]

To wszystko stanowi oś tego odcinka, ale możemy też liczyć na kolejne dobre śledztwo. Może nie jest ono skomplikowane, ale fajnie uzupełnia wątek Mycrofta, Joan i Sherlocka. Na miejscu zbrodni, do którego docierają śledczy, znajdują się dwa ciała z nietypowymi ranami postrzałowymi. Sherlock pewnie długo głowiłby się nad całą sprawą, ale sprawca sam mu podpowiedział. Jedna z ofiar pracowała w firmie zajmującej się dronami. Holmes w swoim mieszkaniu złapał takiego małego drona, który przypominał owada i miał wmontowaną kamerę. Tak jak pisałem – nie była to najtrudniejsza sprawa, z jaką zmierzył się Holmes, ale bardzo fajnie wyszło wprowadzenie do tego odcinka nowych technologii. Scenarzyści potrafili z tego zrobić bardzo dynamiczną i interesującą zagadkę. Tę dynamikę widać choćby w scenie, gdy w pokoju przesłuchań ginie psycholog ofiary, a zabija go… mały dron.

Po raz kolejny w serialu pojawiają się hakerzy z grupy Everyone. Najciekawsze zawsze są zadania, które dają Sherlockowi. Tym razem musiał znaleźć… kota, który wspiął się na wieżę. To dręczenie detektywa jest całkiem urocze i nieźle wpisuje się w całą opowieść.

W ostatnich recenzjach narzekałem na Elementary za brak dynamiki, ignorowanie emocji Holmesa i brak spójności, a jednak scenarzyści wyciągnęli historię na prostą. Ostatnie odcinki zapowiadają się naprawdę emocjonująco. Porwanie Joan, ukryty narkotyk Sherlocka i knujący Mycroft - to na pewno będzie niesamowity finał!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj