Po spokojniejszych dwóch ostatnich odcinkach Broadchurch fabuła odrobinę nabiera tempa. Dotychczas pojawiali się nowi podejrzani, a część z nich przyznała się do pewnych wykroczeń, ale żaden z nich nie miał nic wspólnego z gwałtem na Trish Winterman. W najnowszym epizodzie widzowie nareszcie mogą zobaczyć, jak wyglądał ów nieszczęśliwy dla Trish wieczór dzięki licznym retrospekcjom, zgrabnie wplecionym w fabułę. Próba odtworzenia przebiegu zdarzeń okazuje się wstrząsająca zarówno dla tej kobiety, jak i dla widza, a nie mała w tym zasługa grającej Trish Julie Hesmondhalgh, która ponownie nie zawodzi. W odcinku pojawia się nowa postać, a jest to zdecydowanie najbardziej niejednoznaczny bohater sezonu – Aaron Mayford (Jim Howick), skazany za gwałt, aktualnie przebywa zwolnieniu warunkowym, a z racji mieszkania w okolicy staje się z góry głównym podejrzanym. Aaron udowadnia swoje racje, jak może, w końcu jak sam powiedział – wszyscy czytają Fifty Shades of Grey, więc wiązanie partnerki jest jego zdaniem normalne. W każdym razie oblicze tego bohatera zmienia się radykalnie, kiedy nie zamierza opuścić samochodu policjantki Katie (Georgina Campbell) – przejmująca scena i rzeczywiście wzbudzająca co najmniej niechęć, jeżeli nie odrazę do Aarona. Twórca serialu Chris Chibnall zrobił widzom niespodziankę, wysyłając Aleca Hardy’ego na randkę w ciemno. Z pewnością mało kto spodziewał się, że w ten sezon zostanie jeszcze wpleciony wątek tego rodzaju, a Alec Hardy będzie próbował znaleźć nową miłość. Pewnie są osoby, które już dawno widziały go w parze z Ellie Miller, ale to nie ten typ serialu, gdzie dwójka głównych bohaterów musi koniecznie być razem, nie tylko pod względem zawodowym. No i sama Ellie nie ma nic przeciwko, a sprawę traktuje jak wścibska sąsiadka. Nareszcie zostają wyjaśnione dwie istotne jak dotąd dla fabuły kwestie – kto wysyłał Trish SMS-y z pogróżkami oraz kto się z nią przespał w dzień gwałtu. Niestety rozwiązania obu tych zagadek są banale, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że scenarzysta świetnie wyprowadził w pole zarówno widzów, jak i swoich bohaterów, czyli Ellie i Aleca. Za tymi zdarzeniami kryją się kwestie uczuciowe, a uwikłani są w nie najbliżsi Trish. Za to wciąż nie wiadomo, jakie materiały znajdują się na jej laptopie – w końcu Ian próbuje się do niego dostać wręcz rozpaczliwie. Chwyt, że każdy z bohaterów ma coś na sumieniu, jest stary jak świat, ale skutecznie utrudnia w odgadnięciu, kto jest gwałcicielem. Po raz kolejny Ellie samotnie idzie ciemną alejką, a widz ponownie boi się o jej zdrowie czy życie – w tym odcinku zamiast mężczyzny wyprowadzającego psa mamy tylko Aleca, ale narastają obawy, czy ten powtarzający się motyw nie został umieszczony w dwóch ostatnich epizodach celowo. Jeżeli w następnym odcinku Ellie ponowie odważy się na wieczorny spacer, widz może dostać rozstroju nerwowego. Koniec odcinka jest zdecydowanie małym cliffhangerem, który bardzo mąci w głowach. Pojawienie się kolejnej ofiary gwałtu (tym razem sprzed dwóch lat) zaskakuje i sprawia, że próba dojścia do prawdy rozpoczyna się niejako od nowa. Mecz piłki nożnej na plaży jasno pokazuje, że społeczność Broadchurch jest skonfliktowana – każdy ma swoje mniejsze lub większe grzeszki, mające związek z sąsiadem czy sąsiadką. Odcinek czwarty Broadchurch nie zawodzi, podobnie jak dotąd cały sezon.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj