Broadchurch: sezon 3, odcinek 4 – recenzja
Atmosfera wyraźnie gęstnieje, na jaw wychodzą nowe sekrety, a detektywi z miasteczka Broadchurch mają nowy orzech do zgryzienia.
Atmosfera wyraźnie gęstnieje, na jaw wychodzą nowe sekrety, a detektywi z miasteczka Broadchurch mają nowy orzech do zgryzienia.
Po spokojniejszych dwóch ostatnich odcinkach Broadchurch fabuła odrobinę nabiera tempa. Dotychczas pojawiali się nowi podejrzani, a część z nich przyznała się do pewnych wykroczeń, ale żaden z nich nie miał nic wspólnego z gwałtem na Trish Winterman. W najnowszym epizodzie widzowie nareszcie mogą zobaczyć, jak wyglądał ów nieszczęśliwy dla Trish wieczór dzięki licznym retrospekcjom, zgrabnie wplecionym w fabułę. Próba odtworzenia przebiegu zdarzeń okazuje się wstrząsająca zarówno dla tej kobiety, jak i dla widza, a nie mała w tym zasługa grającej Trish Julie Hesmondhalgh, która ponownie nie zawodzi.
W odcinku pojawia się nowa postać, a jest to zdecydowanie najbardziej niejednoznaczny bohater sezonu – Aaron Mayford (Jim Howick), skazany za gwałt, aktualnie przebywa zwolnieniu warunkowym, a z racji mieszkania w okolicy staje się z góry głównym podejrzanym. Aaron udowadnia swoje racje, jak może, w końcu jak sam powiedział – wszyscy czytają Fifty Shades of Grey, więc wiązanie partnerki jest jego zdaniem normalne. W każdym razie oblicze tego bohatera zmienia się radykalnie, kiedy nie zamierza opuścić samochodu policjantki Katie (Georgina Campbell) – przejmująca scena i rzeczywiście wzbudzająca co najmniej niechęć, jeżeli nie odrazę do Aarona.
Twórca serialu Chris Chibnall zrobił widzom niespodziankę, wysyłając Aleca Hardy’ego na randkę w ciemno. Z pewnością mało kto spodziewał się, że w ten sezon zostanie jeszcze wpleciony wątek tego rodzaju, a Alec Hardy będzie próbował znaleźć nową miłość. Pewnie są osoby, które już dawno widziały go w parze z Ellie Miller, ale to nie ten typ serialu, gdzie dwójka głównych bohaterów musi koniecznie być razem, nie tylko pod względem zawodowym. No i sama Ellie nie ma nic przeciwko, a sprawę traktuje jak wścibska sąsiadka.
Nareszcie zostają wyjaśnione dwie istotne jak dotąd dla fabuły kwestie – kto wysyłał Trish SMS-y z pogróżkami oraz kto się z nią przespał w dzień gwałtu. Niestety rozwiązania obu tych zagadek są banale, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że scenarzysta świetnie wyprowadził w pole zarówno widzów, jak i swoich bohaterów, czyli Ellie i Aleca. Za tymi zdarzeniami kryją się kwestie uczuciowe, a uwikłani są w nie najbliżsi Trish. Za to wciąż nie wiadomo, jakie materiały znajdują się na jej laptopie – w końcu Ian próbuje się do niego dostać wręcz rozpaczliwie. Chwyt, że każdy z bohaterów ma coś na sumieniu, jest stary jak świat, ale skutecznie utrudnia w odgadnięciu, kto jest gwałcicielem.
Po raz kolejny Ellie samotnie idzie ciemną alejką, a widz ponownie boi się o jej zdrowie czy życie – w tym odcinku zamiast mężczyzny wyprowadzającego psa mamy tylko Aleca, ale narastają obawy, czy ten powtarzający się motyw nie został umieszczony w dwóch ostatnich epizodach celowo. Jeżeli w następnym odcinku Ellie ponowie odważy się na wieczorny spacer, widz może dostać rozstroju nerwowego.
Koniec odcinka jest zdecydowanie małym cliffhangerem, który bardzo mąci w głowach. Pojawienie się kolejnej ofiary gwałtu (tym razem sprzed dwóch lat) zaskakuje i sprawia, że próba dojścia do prawdy rozpoczyna się niejako od nowa. Mecz piłki nożnej na plaży jasno pokazuje, że społeczność Broadchurch jest skonfliktowana – każdy ma swoje mniejsze lub większe grzeszki, mające związek z sąsiadem czy sąsiadką. Odcinek czwarty Broadchurch nie zawodzi, podobnie jak dotąd cały sezon.
Źródło: zdjęcie główne: ITV
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat