"Brooklyn 9-9" ("Brooklyn Nine-Nine") kończy 2014 rok jako najlepsza komedia w amerykańskim primetime i trzeba szczerze powiedzieć, że brak jakiejkolwiek nominacji do Złotych Globów dla serialu stacji FOX to niemały skandal (tym bardziej że rok temu okazał się on wielkim zwycięzcą). Chociażby Andre Braugher ponownie udowodnił, że nie ma sobie równych i potrafi jednym zdaniem lub spojrzeniem rozbawić bardziej niż najlepszy komik. A to przecież do niedawna był aktor znany wyłącznie z ról dramatycznych!

Jeśli myśleliście, że „Hot damn!” kapitana Holta pozostanie najlepszym one-linerem tej serii, to grubo się myliliście. Skoro wtedy bohater zniszczył system, to w „Stakeout” go wręcz rozpier…, no wiecie. Znów scenarzyści wzbili się na wyżyny swoich możliwości w znakomitym cold open odcinka, w którym Holt miał otrzymać medal z rąk swojego największego wroga. Gdy z szerokim uśmiechem na ustach wykrzyknął: “WUNTCH TIME IS OVER! BOOM! DID IT! HA! HAD IT BOTH WAYS! NO REGRETS”, spadłem z kanapy po dostaniu ataku niekontrolowanego śmiechu.

To był bez wątpienia najjaśniejszy punkt obu recenzowanych epizodów, co wcale nie oznacza, że reszta nie prezentowała wysokiego poziomu. Można mieć małe zastrzeżenia do tego, że twórcy nie wycisnęli w tym roku ile się dało z motywu świątecznego, ale nadrobili te braki gościnnym występem Craiga Robinsona. Powtórzył on swoją rolę z 1. sezonu jako Doug Judy, nieuchwytny złodziej samochodów. Tę historię ogląda się świetnie dzięki rewelacyjnej komediowej chemii między Sambergiem a Robinsonem, a jej kwintesencją jest scena, której długo nie zapomnę, z Jakiem przebranym za Świętego Mikołaja, trzymającym na muszce czarnoskórego przestępcę i z palącą się za jego plecami choinką. „Przyjrzyjcie się, dzieci! Do tego dochodzi, gdy jesteście niegrzeczne!” – to wisienka na torcie tej sekwencji.

[video-browser playlist="636488" suggest=""]

Scenarzyści wykonują dobrą robotę w rozwijaniu relacji pomiędzy postaciami i budowaniu świata przedstawionego poprzez wprowadzanie nowych wątków powracających. Daje to duże pole do manewru i sprzyja częstym aktorskim smaczkom w trakcie seansu. Chodzi mi chociażby o to, że producenci "Brooklyn 9-9" nie prowadzą polityki podobnej do większości telewizyjnych sitcomów i z reguły nie zatrudniają znanych twarzy tylko jednorazowo, pisząc dla nich coś specjalnego. Zamiast tego wpisują je w ciągłe historie, co sprawia, że postacie mogą pojawiać się w serialu w mniejszych dawkach, ale częściej. Działa to wyśmienicie, a przykładem tego są choćby Kyra Sedgwick czy Stephen Root, a nawet Eva Longoria. Dołączył do nich właśnie Nick Cannon, którego postać (bratanek Holta) będzie romansował z Rosą. Scena śniadania w domu kapitana czy ta w biurze ze stanikiem rozkładają na łopatki (i znów w ich centrum jest Braugher! A niech was piorun trześnie, przeklęci członkowie Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej!).

Czytaj również: Sarah Jessica Parker w komedii HBO „Divorce”

"Brooklyn 9-9" może nie kończy roku z wielkim przytupem, ale kontynuuje dobrą passę w swoim 2. sezonie i nadal dostarcza masy genialnej rozrywki. I tak jak mówię, znakomicie jest to wszystko rozpisane. Czy możecie powiedzieć o jakiejś innej komedii ze stacji ogólnodostępnych, że wiecie, co jej twórcy szykują dla Was po Nowym Roku? Raczej nie, bo kierują się oni utartymi sitcomowymi schematami i tworzą epizody z hermetycznymi opowieściami. Tutaj tego nie ma, a my możemy czekać m.in. na próby rozbicia związku swoich rodziców przez Ginę i Boyle’a czy rozwinięcie miłosnego wątku Amy i Jake’a. A przede wszystkim - na więcej kapitana Holta.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj