Premierowy odcinek 3. sezonu „Brooklyn Nine-Nine” zatytułowany jest „New Captain” i to właśnie osoba nowego zwierzchnika stanowi motyw przewodni. Gościnnie w roli tej wystąpił uznany amerykański komik, Bill Hader, ale otrzymał do zagrania zaledwie parę małych scen. Znika chwilę po tym, jak się pojawił - nie zdążył się nawet odpowiednio wkomponować, a widz ledwo co przyzwyczaił się do jego na przemian mrukliwego i krzykliwego usposobienia. Scenariusz zupełnie nie wykorzystuje potencjału aktorskiego Hadera, a jego błyskawiczna śmierć to mocno nietrafione rozwiązanie. Szczególnie że w finalnej scenie jego miejsce zajmuje Sęp, postać mało sympatyczna, sprawdzająca się na drugim planie, ale nie tak barwna i ciekawa, żeby dostać więcej czasu ekranowego. To na pewno przykra niespodzianka. Jego solenna zapowiedź dotycząca uprzykrzania życia podwładnym rodzi również obawę o mocno schematyczną i łatwą do przewidzenia rozrywkę w kolejnych odcinkach. [video-browser playlist="751311" suggest=""] Ogromna szkoda, że twórcy nie zdecydowali się wykorzystać tego okresu przejściowego w bardziej kreatywny sposób. Osobiście nie miałbym nic przeciwko, gdyby kapitan posterunku zmieniał się co odcinek, a w rolach tych gościnnie występowali znani aktorzy i komicy. Powrót Raymonda Holta to przecież wyłącznie kwestia czasu. Tymczasem jednak sceny z jego udziałem wypadają nudnawo. Nieustanne przegadywanie się z Madeline Wuntch zaczyna powoli irytować, zwłaszcza że coraz mniej w tym dobrego dowcipu. Nie pomaga także otoczenie działu PR i wybór imienia dla gołębia. To koncepcje nie budzące większego zainteresowania. Małym rozczarowaniem jest również przedstawienie romansu Peralty i Santiago. Przebiega on w typowy i mocno oklepany sposób: zestaw reguł, złamanie ich i seks po pierwszej randce, ukrywanie się przed kolegami z pracy, rozstanie i ponowna schadzka. Niewiele jest tutaj oryginalnych czy parodystycznych pomysłów, a przecież tym serial zabłysnął. Wątek ten mógł spokojnie zostać rozciągnięty na kilka kolejnych odcinków. Z drugiej jednak strony dobrze, że serial odhaczył już spodziewane klisze i teraz może rozwinąć skrzydła. Tego zresztą będziemy oczekiwać. Kilka dobrych żartów to za mało, aby podtrzymać opinię obecnie topowej komedii. Oby w kolejnych odcinkach "Brooklyn Nine-Nine" scenarzyści pokazali, że mają wciąż w zanadrzu zaskakujące i świeże pomysły.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj