Brooklyn Nine-Nine trochę rozczarowuje wątkiem Terry'ego i Holta. Panowie włączają się w głupkowatą zabawę w radiu z rozszyfrowaniem dźwięku. Trudno dostrzec w tym wątku mocny akcent humorystyczny. Trochę w reakcjach i dialogach samego Holta, a tak to jest raczej pusto. Trochę nijako z pozytywnymi oznakami w postaci wniosku, że powinni słuchać Hitchocka i Scully'ego, bo od początku wiedzieli, co i jak. Taki wątek okazuje się pozbawiony wydźwięku i przygotowane gagi jedynie rozczarowują. Lepiej prezentuje się kwestia Boyle'a i Rosy, w którym potwierdza się zasada, że ten pierwszy sprawdza się tylko i wyłącznie w duecie z inną postacią. Gdy twórcy wymyślają historie tylko dla niego, przeważnie jest nieśmiesznie lub bez pomysłu. Wątek pomocy w podjęciu decyzji, z kim Rosa powinna być, jest przepełniony cudnymi absurdami, zabawnymi wstawkami i uroczymi interakcjami pomiędzy postaciami. To taki Brooklyn 9-9 w pełni. Z klimatem, jaki w tym serialu uwielbiam.
fot. materiały prasowe
Najważniejszy okazuje się wątek Giny i Jake'a, którzy udają się na spotkanie z kolegami z liceum po latach. Z jednej strony serial trochę krytykuje hipokryzję ludzi, którzy jeżdżą na takie zloty, by kłamać i zbierać pochwały. Pokazywać, jacy są oni wspaniali. Z drugiej strony mamy zabawny wątek Jake'a i jego szkolnej przeszłości. Taka mieszanka sprawia, że całość potrafi bawić, ale też wywołać emocje przez kwestie Giny. Jej wątek dobrze koresponduje z ideą obrana przez twórców na zlot, ale szybko twórcy dają nam sygnały, o co tak naprawdę chodzi. W tym odcinku postawiono pierwszy krok w stronę pożegnania Giny i... nie jest to zły pomysł. Kolejny odcinek pokaże, jak dobrze go wyegzekwują. Brooklyn Nine-Nine bawi dobrze i dzięki Ginie wywołuje jakieś emocje. Jest pomysł i pomimo jednego nieudanego wątku nadal jest to świetna rozrywka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj