Caffè Criminale opowiada o Rose Strickland, studentce z amerykańskiego miasteczka Huntingford, która zarabia na życie, pracując jako kelnerka. Pewnego dnia znika jej najlepszy przyjaciel, Axton Graystone. Wydaje się, że nikomu nie zależy na tym, aby go odnaleźć: ani współlokatorowi Axtona, ani jego rodzinie czy nawet policji. Rose postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Rozpoczyna poszukiwania przyjaciela, które z czasem zmienią się w prywatne śledztwo.
Jaka jest największa wada Caffè Criminale? Postacie wykreowane przez Austin są płaskie, stereotypowe i nieinteresujące. Wszystkie, bez wyjątku. Począwszy od głównej bohaterki, której rodzina jest bogata, ale ona sama szlachetnie tym bogactwem pogardza, poprzez "dziwne a zabawne" - w założeniu - znajome Rose (oryginalnie ubierająca się miłośniczka mangi, Roxy, przechodząca przez młodzieńczy bunt chyba trochę poniewczasie i starsza pani Ma, której zachowanie mogłoby charakteryzować raczej niezbyt mądrą dwunastolatkę), aż po Axtona, będącego jednym wielkim stereotypem geeka (chorobliwie chudy gość mający świra na punkcie "trzeciorzędnych filmów science fiction" i zawsze noszący egzemplarz "Hobbita" w plecaku).
Czytaj również: "Jaś i Małgosia" według Gaimana jako film
Autorka próbowała dodać głębi postaci Rose, poświęcając sporo czasu jej relacjom z rodziną, jednak starania te spełzły na niczym: kłótnie głównej bohaterki z matką nudzą i męczą, a ciągłe wspominanie o tym, że wszyscy bogaci ludzie to zapatrzeni w siebie głupcy, sprawiają, iż potencjalne szczątki sympatii czytelnika do Rose szybko się ulatniają. Chociaż dziewczyna ma dwadzieścia cztery lata, zachowuje się, jakby mentalnie wciąż tkwiła w podstawówce. Działania, które podejmuje, często są nielogiczne i, mówiąc wprost, idiotyczne, a o każdym szczególe swojego śledztwa opowiada wszystkim, którzy chcą słuchać. Nieprawdopodobne jest to, że naiwna główna bohaterka już po pięciu rozdziałach nie leżała zabita gdzieś w przydrożnym rowie.
Nie ukrywam, że lubię czytać dobre pozycje przeznaczone głównie dla nastolatek, jednak Caffè Criminale na pewno się do nich nie zalicza. Brak tej książce nawet humoru, który obiecuje opis na okładce - liczne żarciki można jedynie skwitować uśmiechem politowania. Trudno było mi przebrnąć przez te ponad 350 stron pełnych słabych postaci, mało emocjonującej fabuły i irytującej głównej bohaterki. A plot twist na zakończenie podniósł poprzeczkę absurdalności na niebotyczną wysokość. Po kontynuację na pewno nie sięgnę.