Zgodnie z zapowiedziami, Castlevania powróciła z drugim sezonem, znacznie dłuższym od poprzedniczki. Czy ogląda się go równie przyjemnie? Sprawdźmy.
Sezon serial
u Castlevania rozpoczyna się od odcinka z retrospekcjami, który skupia się na ostatnich chwilach Lisy Tepes, żony Drakuli. To całkiem udany zabieg, bo chociaż wiedzieliśmy, co stało się z kobietą, to przedstawienie tego w tak dobitny sposób pozwala lepiej zrozumieć motywacje głównego złego tej produkcji. Kolejne odcinki są już bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z poprzedniego sezonu
Castlevania. Drakula nadal, w akcie zemsty, zamierza wymazać z powierzchni Ziemi całą ludzkość. W tym celu sprasza on do siebie swoich sojuszników. Twórcy serialu skupili się na czterech postaciach – wampirach Carmilli i Godbrandzie oraz ludziach – Isaacu i Hectorze. Każda z tych postaci jest zupełnie inna, ale każdej poświęcono sporo uwagi – przynajmniej jak na tak krótki format. Warto również zaznaczyć, że Carmilla, Isaac oraz Hector pojawiają się też w grach z serii.
Wprowadzenie nowych antagonistów okazało się strzałem w dziesiątkę, przede wszystkim ze względu na to, że są oni po prostu interesujący i zróżnicowani. Szczególnie ciekawie wypada tutaj manipulująca wszystkimi wokół Carmilla oraz wspomnieni również przed momentem Hector i Isaac, czyli ludzie, którzy zdecydowali się odwrócić od swoich pobratymców i dołączyć do wampirów. Żądzą jednak nimi zupełnie różne pobudki - Hector jest skonfliktowany i niepewny, a Isaac jest wręcz fanatycznie poświęcony całej sprawie niszczenia ludzkości. To, w połączeniu z przebiegłością Carmilli i obecnym stanem Drakuli, od początku zapowiada większy konflikt w obozie wampirów. Przy okazji poprzedniego sezonu wspominałem, że Drakula przedstawiany jest tu jako postać tragiczna i tutaj jest to jeszcze bardziej odczuwalne już od pierwszego odcinka, gdy poznajemy dramatyczną historię jego ukochanej. Drakula wyraźnie miota się, zaślepiony chęcią zemsty, co bez skrupułów stara się wykorzystać Carmilla.
Tak duży nacisk na antagonistów nie sprawia na szczęście, że ucierpieli na tym bohaterowie, czyli Trevor Belmont, Sypha Belnades i Adrian Tepes, znany także jako Alucard. Wręcz przeciwnie – również w ich przypadku twórcy postanowili ujawnić nieco więcej – mamy tu na przykład pewien powrót do przeszłości rodu Belmontów oraz broń, którą szybko rozpoznają fani cyklu. Pochwalić należy też relacje pomiędzy tą trójką, które wypadają bardzo naturalnie i momentami bywają zabawne - wyróżniają się tu przede wszystkim słowne utarczki Belmonta i Alucarda oraz Syphy, pełniącej tu rolę "głosu rozsądku". Cały czas czuć chemię między tymi bohaterami.
Dla wielu osób może być to zaskoczeniem, ale to właśnie stopniowe przedstawianie postaci stojących po obu stronach barykady jest głównym motorem napędowym tego sezonu. To duży plus, szczególnie że we wcześniejszych odcinkach nie było na to zwyczajnie zbyt wiele czasu. Lepsze przedstawienie zarówno głównych bohaterów, jak i wrogów dało serialowi tak potrzebnego nakreślenia tła dla całej historii. W poprzednim sezonie, z uwagi na jego zaledwie cztery, na dodatek bardzo krótkie odcinki, starano się to rozwiązać w inny sposób - poprzez ekspozycję. Tutaj wypada to dużo bardziej naturalnie. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma tu tu akcji – ta jest jednak swego rodzaju kulminacją i jej natężenie pojawia się dopiero w ostatnich epizodach. Końcówka sezonu jest jednocześnie satysfakcjonującym domknięciem wątków, a dwanaście dotychczasowych odcinków dobrze sprawdza się jako jedna, kompletna historia. Nie brakuje tu jednak oczywistej furtki, która bez wątpienia zostanie wykorzystana, bo trzeci sezon został już potwierdzony i prawdopodobnie zadebiutuje w przyszłym roku.
Warstwa artystyczna drugiego sezonu serialu
Castlevania może się podobać, ale jest na tyle specyficzna, że nie każdemu przypadnie do gustu. Kreska, ponownie inspirowana anime, jest miła dla oka, chociaż momentami można przyczepić się do animacji, szczególnie w tych bardziej dynamicznych scenach - widać to przede wszystkim podczas walk bohaterów z demonami. Świetnie wypadają jednak bardzo klimatyczne lokacje, które przedstawiono w serialu, na czele z rewelacyjnie wyglądającym i przemieszczającym się zamkiem Drakuli.
Bardzo dobre wrażenie nadal robi nastrojowa muzyka oraz świetne głosy bohaterów. Do swoich ról powracają rewelacyjni
Richard Armitage jako Trevor Belmont i
Graham McTavish, nie brakuje również nowych aktorów. Wśród nich szczególnie wyróżniają się Jamie Murray jako podstępna Carmilla i
Peter Stormare jako porywczy wampirzy watażka – Godbrand. Z ciekawości sprawdziłem też, jak tym razem wypada polski dubbing i po raz kolejny byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Chociaż zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu oryginalna wersja językowa, to i polskich głosów słucha się bardzo przyjemnie, a i samo tłumaczenie jest na wysokim poziomie. Tłumacze poradzili sobie nawet z wulgaryzmami, które nie brzmią tu w sposób przesadzony czy groteskowy.
Castlevania w 2. sezonie jest dłuższa niż przy poprzednim i zdecydowanie wyszło to tej produkcji na dobre. Dzięki temu twórcy mieli okazję lepiej przedstawić bohaterów, złoczyńców i ich motywacje. Serial jest też stosunkowo wierny materiałowi źródłowemu, ale jednocześnie nie brakuje tu zmian, przez które śledzi się go z zainteresowaniem nawet w sytuacji, gdy nie miało się nic do czynienia z legendarną serią Konami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h