Tytułowa Catalina (Andrea Otalvaro) to studentka prawa, która wybiera się do Sarajewa celem przeprowadzenia projektu naukowego. Jej sytuacja nie należy do kolorowych – właśnie odrzucono jej wniosek o przedłużenie pobytu we Francji, zatem kobieta postrzega stworzenie ciekawej pracy dyplomowej za swoją jedyną szansę pozostania na uczelni. Z Paryża wybiera się zatem do Sarajewa, gdzie będzie mogła korzystać z materiałów zgromadzonych w archiwach. Okazuje się jednak, że po przyjeździe kobieta ląduje na bruku – bez dachu nad głową, bez dostępu do obiecanych treści i wreszcie bez nadziei na to, że będzie mogła dalej realizować swoje marzenia. Ratuje ją tylko wyciągnięta dłoń Nady, młodej tłumaczki, która od tej pory stanie się jej dobrą przyjaciółką. Catalinę poznajemy na lotnisku, gdy wraz z innymi pasażerami czeka w kolejce do odprawy przed wylotem do Sarajewa. Zostaje wówczas potraktowana jak podejrzany intruz i zmuszona do upokarzającego rozebrania się do naga – jak argumentują służby, muszą tylko upewnić się, że kobieta nie przemyca ze sobą narkotyków. Scena jest bardzo mocna w swojej dosłowności i daje do zrozumienia, że rzucający się w oczy obcokrajowcy traktowani są zupełnie inaczej niż pozostała część tłumu. Współczucie wobec kobiety staje się zatem reakcją automatyczną na tę jawną niesprawiedliwość – postać w swojej autentyczności tylko zachęca, by trzymać za nią kciuki. Niestety nie trzeba długo czekać, by stosunek widza do Cataliny uległ zmianie o 180 stopni. Odkąd kobieta zostaje zestawiona z uśmiechniętą tłumaczką, każdy jej gest czy krok tylko podkreśla niezorganizowanie, infantylność i naiwność. Co gorsza – Catalina zupełnie niknie w cieniu swojej nowej znajomej, a wraz z nią niknie cała jej historia. Niepostrzeżenie głównymi bohaterami stają się za to sama Nada (Lana Baric), jej ukochany Marek (Andrzej Chyra) i ich prywatne życie, pełne towarzyszących mu problemów. Kolumbijka snuje się gdzieś na drugim planie, a fakt, iż wcale nie zagłębiamy się w jej wątek, wywołał we mnie jedynie dezorientację – czy mam mimo wszystko patrzeć na nią, do czego w pewnym sensie zobowiązuje tytuł, czy może iść za perypetiami Nady? Cóż, wybieram Nadę, bo jej historia okazuje się zwyczajnie ciekawsza.
fot. materiały prasowe
Film Denijal Hasanovic sprawia wrażenie bardzo chaotycznego i nie wywołuje większych emocji. Światła reflektorów szybko przeskakują z jednej bohaterki na drugą, by koniec końców skontrastować je ze sobą i finałowo powrócić do punktu wyjścia – Cataliny. Nie jest to zabieg, który sprzyja całej historii – przez fakt usunięcia Kolumbijki w cień, jej los szybko przestaje nas obchodzić, co prowadzi do zastanawiania się, o czym tak w ogóle jest ten film. Nieścisłość goni nieścisłość, a produkcja zamiast wciągać, jedynie nudzi. Ma na to także wpływ ślimacze tempo i długie milczące sceny, które nie wnoszą do historii zupełnie nic. Od mocnego rozpoczęcia zainteresowanie tylko maleje, a sama Catalina, początkowo zarysowana jako niezłomna kobieta z konkretnym planem, przypomina już tylko naiwną dziewczynkę, która w niepewnej sytuacji może się jedynie uśmiechać. Nie podejmuje żadnych działań, które by ją w jakikolwiek sposób definiowały – jest tylko tłem dla historii Nady i Marka. W dodatku tłem zupełnie nieuzasadnionym, bo nie zapewnia unikatowego punktu widzenia ani tak naprawdę nie ma wpływu na ich wspólny życiorys. Po prostu jest tam, gdzie ktoś ją od niechcenia postawił, nie wychylając głowy ani na centymetr w górę. Produkcja w pewnym sensie zawodzi moje oczekiwania – zarówno zwiastuny, jak i opisy wyraźnie sugerowały, że zapoznamy się z trudną historią imigrantki, która walczy o swoją przyszłość. Taka fabuła rzeczywiście mogłaby nieść ciekawe i uniwersalne przesłania, jednak zamiast tego otrzymujemy skomplikowany romans między dwojgiem drugoplanowych bohaterów, na którym tak naprawdę bazuje cały film. Catalina przestaje się liczyć, a końcowy (i chyba jedyny) moment, w którym rzeczywiście bierze sprawy w swoje ręce, nie wywołuje tym samym już żadnych emocji. Odnoszę wrażenie, że zaistniało tu pewne nieporozumienie. Zaproponowany obraz zupełnie mnie nie przekonuje, wzbudzając jedynie obojętność i poirytowanie. Ode mnie 3/10.
PKO Bank Polski jest sponsorem głównym 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj