Charmed stawia na tempo, więc szybko poznajemy bohaterki i historię, która będzie opowiadana. Nie jest to procedural, czyli rzecz nie jest oparta tylko na wątkach rozpisanych na pojedyncze odcinki. Wyraźnie postawiono na ciągłą rozbudowaną historię, która ma mieć jakiś określony cel. Nie oznacza to, że wątki poboczne z demonem odcinka nie będą obecne. Po prostu w pilocie jest wyraźny sygnał, co tu będzie ważne. Twórczynie bardzo sprawnie przedstawiają bohaterki, ich charakter i moce. To w tym miejscu jest plus, bo nie ma mowy tutaj deja vu z oryginalnych Charmed. Aktorki szybka nadają swoim postaciom własnej tożsamości, odcinając je od jakichkolwiek porównań. Na plus zdecydowanie Madeleine Mantock jako Macy oraz Sarah Jeffery jako najmłodsza Maggie. Pierwsza jest naukowcem, więc wszelkie sprawy magiczne chce analizować i wyjaśniać. Motyw ograny do bólu, ale w tej konwencji na razie się sprawdza, bo może mieszać naukę z fantastyką w ciekawy sposób. Maggie natomiast to studentka, która szybko wzbudza sympatię. Na razie jest solidnie, a moc czytania w myślach może być powodem, dla którego wątek nie popadnie w bagno miłosnych dramatów dla nastolatków. Pewne sugestie tutaj padały, że tak może być, ale na razie są sprawnie prowadzone. Najgorzej jednak wypada Mel, z której twórczynie zrobili irytującą do granic możliwości aktywistkę i feministkę. Jej zachowanie w większości scen to absurd poganiający absurdem. Ta bohaterka jest pod każdym względem fatalnie skonstruowana: zachowanie, dialogi, gra aktorki. Trudno oglądać postać, która w każdej scenie robi wszystko, aby być nie do zniesienia.
fot. The CW
+5 więcej
Ten serial powinien przyciągać nas ciekawą historią, intrygującymi bohaterkami oraz magią. Problem pilota jest taki, że to wszystko jest przytłoczone przez tworzenie z Charmed agitki politycznej. Tu jest wszystko; molestowanie seksualne, Time's Up, #MeToo, Trump jako oznaka apokalipsy oraz - co najgorsze -  wpisanie w to wszystko główny czarny charakter odcinka. Na uniwersytecie jest profesor oskarżany o molestowanie młodych, pięknych asystentek, który okazuje się... demonem odpowiedzialnym za zabicie matki bohaterek. Scenarzystki tak na siłę wpychają to wszystko, że mogę to opisać, używając internetowego zwrotu - facepalm. Nie mam nic do poruszania tak ważnych społecznie tematów, gdy jest to robione dobrze, ale nie w tak absurdalny, głupi, łopatologiczny i siermiężny sposób. To psuje całe wrażenie i spycha historię oraz postacie na drugi plan. Na pierwszym jest komentarz twórczyń związany z polityką i społecznym problemem. Kompletnie nieprzemyślany i pozostawiający z niesmakiem. Jeśli kolejne odcinki będą kontynuować ten motyw, serial na tym ucierpi. A dziwi mnie to okrutnie, bo przecież za sterami stoją osoby odpowiedzialne za Jane the Virgin, których stać na więcej. Tego typu rzeczy nie można traktować w tak niedopracowany sposób. Wykonanie całości też jakoś nie jest do końca udane. Efekty komputerowe magii i pojawiającego się demona są dalekiej od standardów telewizji. Widać starania i próby, które wychodzą nieudanie. Budżet nie jest wysoki, ale wiele seriali na podobnym poziomie, pokazywało lepsze wykonanie CGI. Motyw feministyczny, znany z pierwowzoru, trochę cierpi na przytłoczeniu go wspomnianymi społecznymi problemami i pokazuje go w złym świetle. Jednak obok tego czuć, że postacie mogą się rozwinąć, a w nich jest serce. To one wzbudzają jakieś emocje, które wraz z wyraźnym potencjałem drzemiącym w historii mogą dać serial, jakim Charmed powinno być. Charmed rozczarowuje. Po twórczyniach Jane the Virgin spodziewałem się ciekawego, mądrego i rozrywkowego podejścia do tematu czarodziejek. Zamiast tego dostałem coś, co wygląda jak społeczno-polityczna agitka przeprowadzona w pusty, głupi i mało uniwersalny sposób. Przez to pilot jest trudny w odbiorze i niestrawny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj