Chilling Adventures of Sabrina to nie był serial porywający w pierwszym sezonie, o czym możecie przeczytać w mojej recenzji, ale miało w sobie coś przyjemnego i atrakcyjnego. Ten mroczny, intrygujący świat wciągał, a dwoista natura bohaterki rozdarta pomiędzy światem magii i ludzi, nadawała temu jakość. Tym bardziej smuci mnie, że pierwsze odcinki 2. sezonu tracą wszystko, co w miarę działało, na rzecz czegoś, co nie ma w sobie rozrywkowej wartości. Jest bowiem... nudno. W recenzji wyjaśnię bez większych spoilerów, w czym jest problem. Przede wszystkim niewiele się dzieje. Twórcy nie mają pomysłu na to, jak opowiadać historię Sabriny, by była atrakcyjna, ciekawa i przedstawiała świat czarownic tak, by chciało się go poznawać. Ta wizja działała w pierwszym sezonie, gdzie każdy kolejny etap poznawania magii wraz z bohaterką nadawał temu charakter. A te odcinki są tego pozbawione. Dostajemy nieciekawe wątki oparte na nastoletniej dramie i romansach delikatnie wmieszane w świat magii, który przez to wydaje się zbyt mocno zepchnięty na drugi plan. Dużo akcji rozgrywa się w szkole czarów, ale zamiast dawać widzom pomysły budujące klimat i rozwijające postać Sabriny, dostajemy rzeczy będące nieciekawym fundamentem wątków obyczajowych. Choćby satanistyczny odpowiednik Walentynek. A do tego cały mrok jest budowany tak, że przeważająca większość scen jest tak słabo oświetlona, że zamiast czuć klimat, możemy się zastanawiać, co widzimy na ekranie. Nie mam nic przeciwko, gdy seriale starają się poruszać ważne i potrzebne wątki natury społecznej, rasowej czy dywersyfikacji płci. Jest jednak cienka granica pomiędzy poważnym, emocjonalnym i głębokim pokazaniem danego tematu, a wejściem na rejony kiczowatej agitacji określonych wartości społecznych. W pierwszych odcinkach takie wątki są podstawą fabuły, a nieumiejętność ich prowadzenia staje się bolesną wadą połowy sezonu. Właśnie to jest problem, bo zamiast zaserwować historię rozpisaną na całą część 2 serialu, tak jak miało to miejsce od początku w pierwszym sezonie, dostajemy różnego rodzaju zapychacze i wstawki bez tempa, emocji czy rozrywkowej atrakcyjności. Jakakolwiek sugestia większego pomysłu na ten sezon pojawia się w kilku scenach, a dopiero piąty odcinek coś w tym temacie zmienia. A gdy dostajemy pragnienie walki Sabriny z męską dominacją w Kościele Nocy, do której zabrano się z dziwnej i całkowicie mdłej fabularnie strony, trudno przymykać oko na takie zabiegi. Tego typu podejście szkodzi, bo wiele różnych ważnych tematów poruszanych w tych odcinkach miało potencjał - mogło trafić do widzów, zmusić do myślenia, gdyby nie wzięto je na warsztat w sposób tak banalny, pusty i wymuszony.
fot. Netflix
Kłopotem jest również brak równowagi, która w pierwszym sezonie była zaletą. Rozbicie życia Sabriny na szkołę dla ludzi i czarodziejów pozwalała obserwować bohaterkę z dwóch różnych perspektyw i w zupełnie odmiennych od siebie sytuacjach. W tym sezonie tego nie ma, ponieważ Sabrina odrzuca liceum Baxter na rzecz szkoły magii . Dlatego też interakcje Sabriny z jej przyjaciółmi to kilka okazjonalnych scen, a oni sami bez młodej czarownicy są... nudni, z kiepsko rozpisanymi wątkami obyczajowymi. Liczyłem na pogłębienie przyjaźni i wzajemnie wspieranie się w nowej rzeczywistości, a zamiast tego dostajemy rozłam, który pozbawia ten serial istotnej zalety. A to odbija się też na marginalizacji roli pani Wardwell, która przez większość czasu nie ma nic ciekawego do roboty. Ma kilka istotnych momentów, swój wątek obyczajowy i tyle. Do tego twórcy popełniają błędy z pierwszego sezonu, ponieważ ponownie dostajemy odcinek zapychacz. W tamtym wypadku była to historia demona opanowującego sny bohaterów. W tym przypadku jest to coś zupełnie innego, ale tak samo kompletnie oderwanego od bieżącej opowieści. Być może nie tak nudnego i aż tak zbytecznego, bo jakieś minimalne znaczenie to ma, ale znowu poświęcono odcinek na coś, co można byłoby rozwiązać w jednej czwartej tego czasu. W tych niewielu scenach dostajemy bardzo ogólnikowo przedstawioną fabułę na sezon, która w jakimś tam stopniu wynika z pierwszej serii. Brzmi ciekawie i pewnie byłaby to mocnym punktem programu, gdyby temu wątkowi poświęcono pięć odcinków. Zbyt dużo oparcia na obyczajowych wątkach, dziwnych i mało atrakcyjnych pomysłach oraz historii, która pomimo dobrej roli aktorki (Kiernan Shipka) nie jest w stanie zaangażować. Jak pierwszy sezon oglądałem z zainteresowaniem, odcinek po odcinku... tak tutaj nie miałem zbyt dużej chęci na odpalenie kolejnego. Być może następne pięć odcinków to zmieni, ale nie dostałem nic, co by napawało mnie optymizmem. Spadek jakości jest wyraźnie odczuwalny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj