Uśmiercenie Dereka nadal wydaje się być dobrą decyzją Shondy Rhimes, bowiem końcowe odcinki 11. sezonu przynoszą "Grey's Anatomy" świeżość i nową jakość. Dobrze, że kwestię śmierci Shepherda rozwiązano ostatecznie; Amelia wyraziła swoje żale w stosunku do Meredith i właściwie można dobrze zrozumieć punkt widzenia obu bohaterek - zarówno pretensje Amelii, jak i decyzję Meredith. Na szczęście nie przeciągano na siłę ich sporu i dzięki wysłuchaniu ostatniej wiadomości Dereka do Meredith Amelia może wreszcie ruszyć dalej ze swoim życiem. Na jedną z ciekawszych bohaterek serialu zaczyna wyrastać April. Zmiana w jej osobowości jest niesamowita, zwłaszcza patrząc na początki tej postaci. Kiedy zaczęła pojawiać się na ekranie, była niespecjalne interesująca, a czasem wręcz irytująca. Po wszystkim, co spotkało ją przez ostatnie lata, a zwłaszcza tragicznie zakończonej ciąży i rocznym pobycie w strefie wojny, to zupełnie nowa osoba. Mimo że trochę szkoda jej związku z Jacksonem, to jej przemiana w nieustępliwą twardzielkę zachwyca. Scena, w której przywozi pod Grey Sloan Memorial uwięzionego w samochodzie pacjenta na lawecie, zapiera dech. W ogóle sprawy medyczne, z jakimi zmagają się lekarze w tych dwóch ostatnich odcinkach sezonu, wypadają świetnie. Zarówno pacjent z samochodu i jego ciężarna żona, jak również chłopak, wobec którego zastosowano śmierć pozorną, wzbudzają niesamowite emocje, ożywiają akcję i przypominają o najlepszych odcinkach serialu. [video-browser playlist="701527" suggest=""] Praktycznie przez cały sezon przypominano nam o początkowych seriach "Grey's Anatomy". Pokazano bardzo dużą liczbę retrospekcji, w tym także tych związanych z matką Mer czy Derekiem, jakby chciano nam przypomnieć, że mimo 11 lat na karku to wciąż ten sam serial. Te powroty do przeszłości wyszły mu na dobre, przywołując dużo wspomnień i przynosząc nostalgię, również pod względem muzyki. Tym razem postawiono na całkiem udany cover przełomowej dla serialu piosenki "How to Save a Life". W finale sezonu zobaczyliśmy kolejne pokolenie stażystów. Świetnie wypadła scena, w której Richard wita ich tymi samymi słowami, które usłyszeli bohaterowie w 1. sezonie, dodatkowo pokazując, że każdy z lekarzy pracujących w szpitalu słowa te zna na pamięć. Shonda chciała chyba zaznaczyć, że mimo odejścia kolejnych bohaterów serial ma dużo nowej krwi do zaprezentowania. Fajnie wypadła finałowa scena z trzema siostrami – to chyba właśnie Meredith, Amelia i Maggie będą wiodły prym w 12. sezonie. Dobrze, że nie zdecydowano się na żadne dramatyczne cliffhangery po tym, co spotkało bohaterów w ostatnich odcinkach. Jest oczywiście kilka nierozwiązanych kwestii, głównie mieszkaniowych, które podjęte zostaną dopiero w następnej serii. Radosna końcowa sekwencja z tańczącymi bohaterkami to perfekcyjne zwieńczenie zarówno odcinka, jak i całego sezonu. Czytaj również: Seriale „Chirurdzy” i „Castle” spokojne o swoją przyszłość Uśmiercenie Dereka, roczny skok w czasie, który sporo w życiu bohaterów namieszał, i nowi stażyści powodują, że dostajemy nową wersję serialu – to nadal ci sami "Grey's Anatomy", ale ze świeżą energią wynikającą z wywrócenia statusu quo produkcji do góry nogami. Na razie sprawdza się to bardzo dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj