Grey's Anatomy eksperymentują, a raczej stojąca za ich sterami Shonda Rhimes postanowiła zgłębić inne niż dotychczas środowisko. Cała akcja epizodu została zamknięta w kobiecym więzieniu, a dr Bailey, Robbins i Wilson udają się za więzienne mury, by pomóc młodej matce przynieść dziecko na świat. Już pierwszych parę kroków na terenie zakładu penitencjarnego ukazuje całkowicie odmienną rzeczywistość od tej, do której są przyzwyczajone główne bohaterki. Dyskomfort, surowość i brak jakichkolwiek oznak sympatii zioną z każdego najmniejszego kąta więziennych pomieszczeń. Do tego wykorzystanie ujęć z systemu monitoringu dodaje ciężkiej, pseudodokumentalnej atmosfery. Odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia bardziej z thrillerem niż dobrej jakości medyczną obyczajówką. Taka zmiana jest przede wszystkim zaskakująca dla widza. Praktycznie do samego końca odnosi się wrażenie, że taki format nie sprawdza się jako premierowy odcinek. Dopiero sama końcówka pozwala na zrozumienie jego szerszego kontekstu. Odcinek You can look (But you’d better not touch) jest swoistego rodzaju chwilą zastanowienia nad kondycją więźniów i poziomem medycznej opieki, jakiej doświadczają. Główny wątek epizodu – odebranie porodu od bardzo młodej i skazanej na dożywocie kobiety jest cichą dyskusją nad prawami człowieka. Bardzo ciekawie ujęto moralny dylemat pomiędzy bezwarunkowym niesieniem pomocy przez lekarzy, a zwyczajnie ludzkim strachem głównych bohaterek. Kristen, czyli pacjentka odcinka, została sportretowana jako nieposiadający żadnych granic młody człowiek, który wyraża się poprzez przemoc, agresję, a manipulacja jest jego drugim imieniem. Co ciekawe, scenarzyści wcale nie wsadzili jej w typowe ramy, tłumacząc jej pobyt w więzieniu ciężką sytuacją rodzinną. Wręcz przeciwnie, to właśnie dr Wilson snuje ponownie swą opowieść o jej trudnym życiu i o tym,  jak wielki sukces potrafiła osiągnąć mimo przeciwności. Nie wydaje się być to do końca tak potrzebne, ale widocznie zaistniała potrzeba, żeby po raz kolejny przypomnieć smutniejsze momenty jej życia. O wiele bardziej interesujące wydawało się zestawienie chodzącego optymizmu, jakim jest dr Robbins z nieprzewidywalną Kristen. Dynamika pomiędzy tymi dwiema postaciami, a przede wszystkim postawienie ich na przeciwległych końcach kontinuum ludzkiego charakteru, przyniosła pożądany skutek – zaburzenie komfortu widza. Dzięki temu postać Kristen wydawała się być jeszcze bardziej mroczna i niebezpieczna, z kolei dr Robbins ukazała na nowo swój prawdziwy charakter. Jej upór, by stać po stronie pacjentów, zwłaszcza tych najmniejszych, wewnętrzna radość i mądrość życiowa wypłynęły na powierzchnię, dokładając swoje trzy grosze do ogólnego wrażenia po odcinku. Na uznanie zasługuje również wątek dr Bailey. O ile ona również znajdowała się na terenie więzienia, o tyle dla niej scenarzyści przewidzieli nieco inne zdanie. Nieznacznie odsunięto ją od Kristen, a raczej sama pacjentka o to zadbała. Dr Bailey została skierowana na nieco emocjonalną podróż po więziennym systemie opieki medycznej. Krótka, aczkolwiek treściwa dyskusja pomiędzy tamtejszym szefem oddziału uzmysłowiła jej, czym jest zarządzanie kryzysowe i co oznacza prawdziwe podejmowanie decyzji. Życie dr Bailey jako szefa nie należy do najłatwiejszych, ale w porównaniu z więziennym oddziałem wszyscy lekarze w Grey Sloan Memorial Hospital obracają się tam niczym pączki w maśle, dokonując cudów na patyku w dziedzinie medycyny. Twarde zderzenie z rzeczywistością pozwala jej na nowo zrozumieć rolę szefa i nieco otwiera oczy termin człowieczeństwa. Mimo całej sympatii dla przedstawionych wydarzeń przez praktycznie cały seans odnosiło się wrażenie, że jest to kolejny zbędny odcinek mający wypełnić czas antenowy. Tym bardziej, że do ostatnich minut nie zostało wspomniane ani razu o sytuacji Kareva, a przecież w dużej mierze jest to najbardziej pilący wątek serialu. Ostateczne wyjaśnienie przyszło w końcowej scenie, w której dr Bailey poinformowała, że dr Karev przyjął ugodę. Oznacza to, że spędzi w więzieniu najbliższe dwa lata. I w tym momencie klika w głowach widzów, po co właściwie był ten cały koszmar ostatnich minut. Przede wszystkim, by uzmysłowić, zwłaszcza dr Wilson, ile dr Karev poświęcił, nie tylko jako lekarz, ale jako człowiek wolny, mogący swobodnie decydować o swoim życiu. Teraz pozostaje jedynie czekać na skutki tej decyzji, które mogą dotknąć nie tylko dr Wilson, ale również dr Grey i resztę załogi serialu. Odcinek broni się inną niż dotychczas formą. Choć z drugiej strony po prostu brakowało tradycyjnego środowiska Grey's Anatomy. Ponownie postawiono na dramat, dokładając widzom gęstej atmosfery. W gruncie rzeczy, właściwa premiera nastąpi z kolejnym odcinkiem i być może wtedy odpowie ze szczegółami na inne, dręczące fanów pytania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj