Sęk w tym, że odcinek praktycznie w całości odcina się od medycyny, a skupia się na części obyczajowej. Dlatego jeśli komuś zależy na szpitalnych kitlach, ratowaniu życia i adrenalinie, to niestety musi się przygotować na małe rozczarowanie. Nie oznacza to, że odcinek jest nudny. Wręcz przeciwnie, jest wypełniony po brzegi wydarzeniami, a sam epizod ogląda się płynnie, szybko i z zaciekawieniem. Jest po prostu inny niż zazwyczaj, co daje się wyraźnie odczuć już od samego początku. Akcja odcinka skupia się na imprezie w domu dr. Avery'ego, na cześć lekarzy, którzy uratowali życie jego matki. I to właśnie podczas tej uroczystości dochodzi do kulminacji największych obyczajowych wątków. Tytuł odcinka odnosi się zatem do emocji i osobistych problemów bohaterów, niż pożaru samego w sobie. Ten jest raczej pretekstem by akcja odcinka nabrała bardziej ironicznego tonu, a także staje się punktem wyjścia dla niefortunnego zbiegu okoliczności. Odcinek skupia się równomiernie na kilku wątkach, poświęcając sporo czasu praktycznie wszystkim postaciom, które biorą w nim udział. Nie ma tutaj faworytów, choć trzeba przyznać, że np. wątek dr Kareva i jego matki jest jednym z najmniej spodziewanych. Jest stosunkowo zabawny, biorąc pod uwagę okoliczności. Dr Karev, zaskoczony niezapowiedzianą wizytą matki podejrzewa ją o nawrót choroby psychicznej i każde jej zachowanie jest dla niego symptomem. Prowadzi to kilku niezdarnych momentów pomiędzy Alexem a jego matką, a sam wątek pozostaje bez wyraźnego zamknięcia. Mam nadzieję, że będzie dalej kontynuowany, bo póki co, nie przedstawia sobą żadnej większej wartości dla serialu. Lwia część epizodu dotyczy jednak spraw rodzinno-związkowych pomiędzy dr Altman, dr. Huntem i dr Shepherd. Wszystko tutaj się plącze, gmatwa, rozwiązuje, by zaraz potem znów skomplikować. Jest kilka kłótni, trochę przemocy, odrobina płaczu przeplatana gdzieniegdzie uśmiechem. Jest to kolejny odcinek, w którym obserwujemy ten patchworkowy, rodzinny galimatias i powoli powinno coś się klarować. Mam wrażenie, że twórcy jednak zbyt lubią akurat tę część serialu i planują przeciągnąć te związkowe przepychanki jeszcze dłużej. Po raz kolejny dostajemy kłótnię pomiędzy dr. Huntem i dr Shepherd, praktycznie o to samo i padają podobne argumenty, które znamy już nie tylko tego sezonu, ale i wcześniejszych. Na górze ich problemów są jeszcze Betty i Leo, których też albo żegnamy, albo witamy ponownie. Dr Altman z kolei super dogaduje się z dr. Koracick, co budzi żywą nienawiść w Owenie. I takie kółko wzajemnej adoracji, nienawiści, lojalności i jej braku toczy się przez cały odcinek. Gdzie zajedzie? Ciężko przewidzieć, ale powolutku wypadałoby kończyć tak rozbudowany wątek. Chyba, że serial aspiruje zmienić się z serialu medycznego w telenowelę, co też byłoby pewnym osiągnięciem w historii telewizji. Bez wątpienia najluźniejszą historię dostali dr DeLuca i dr Grey, którzy niczym zakochani nastolatkowie, ekscytują się wizją wspólnego wieczoru w pustym domu. Mimo że dr Grey zdecydowała się oficjalnie przyznać do związku z dr. DeLuca, to jednak w dalszym ciągu można obserwować ich pokątne romansowanie. W porównaniu z innymi, dość emocjonującymi wątkami, ich zachowanie stanowi miły przerywnik pomiędzy bardziej skomplikowaną i emocjonalnie angażującą akcją. Moment, w którym dr Webber przyłapał całujących się Andrew i Mer w pokoju gościnnym jest niczym wyjęty prosto z typowego serialu o nastolatkach. Wielbiciele tzw. zawstydzenia z drugiej ręki na pewno znajdą tutaj coś dla siebie. W teorii główną bohaterką odcinka powinna być dr Catherine Fox, przecież to m. in. przez nią było zorganizowane przyjęcie. W praktyce jednak jej postać została odseparowana od reszty bohaterów i spędziła praktycznie cały wieczór w limuzynie, świętując na swój własny sposób. Towarzyszyła jej dr Bailey, co w efekcie daje naprawdę intrygujący duet dwóch silnych, kobiecych postaci. Tutaj narracja odcinka przyjmuje raczej moralizatorski ton, zwłaszcza że obie panie doświadczyły poważnych problemów zdrowotnych, które odmieniły ich życie. I mimo, że sceny w limuzynie wydają się być dość poważne pod względem merytorycznym, to jednak podane są w lekki i dość przystępny sposób. Mam wrażenie, że była to lekcja skierowana bezpośrednio do widzów, powtarzająca znane wszystkim przesłanie by korzystać z życia. Ten dość napakowany silnymi emocjami odcinek kończy się małym cliffhangerem, przedstawiając widzom nową postać. Do miasta przyjechał ojciec dr. DeLuca. Z reakcji Andrew można wyczytać, że nie są to najlpesze wieści, a biorąc pod uwagę niedawne wyznanie na temat zaniedbań medycznych popełnionych przez jego ojca, nie spodziewam się miłej, rodzinnej sielanki. Czyżby to by było na tyle z sielankowej miłości dr. DeLuca i dr Grey? Serial Grey's Anatomy pobija rekord seriali medycznych, emitując trzysta trzydziesty drugi odcinek. Całkiem niezły staż, tym bardziej że w dalszym ciągu jest jeszcze kilka aktorów z oryginalnej obsady. Szkoda tylko że nie zaznaczono tego wyraźniej w samym odcinku. Na pewno nie ma tutaj fajerwerków, ale w dalszym ciągu jest to kawałek solidnego serialu obyczajowego. Mam tylko nadzieje, że następne odcinki będą dziać się odrobinę częściej na salach operacyjnych, a nie balowych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj