Chirurdzy: sezon 15, odcinek 15 – recenzja
Serial Chirurdzy obchodzi swoje święto - jest obecnie najdłużej emitowanym serialem medycznym w historii telewizji. Czy tak przełomowy odcinek zapisze się złotymi literami w karierze serialu?
Serial Chirurdzy obchodzi swoje święto - jest obecnie najdłużej emitowanym serialem medycznym w historii telewizji. Czy tak przełomowy odcinek zapisze się złotymi literami w karierze serialu?
Sęk w tym, że odcinek praktycznie w całości odcina się od medycyny, a skupia się na części obyczajowej. Dlatego jeśli komuś zależy na szpitalnych kitlach, ratowaniu życia i adrenalinie, to niestety musi się przygotować na małe rozczarowanie. Nie oznacza to, że odcinek jest nudny. Wręcz przeciwnie, jest wypełniony po brzegi wydarzeniami, a sam epizod ogląda się płynnie, szybko i z zaciekawieniem. Jest po prostu inny niż zazwyczaj, co daje się wyraźnie odczuć już od samego początku.
Akcja odcinka skupia się na imprezie w domu dr. Avery'ego, na cześć lekarzy, którzy uratowali życie jego matki. I to właśnie podczas tej uroczystości dochodzi do kulminacji największych obyczajowych wątków. Tytuł odcinka odnosi się zatem do emocji i osobistych problemów bohaterów, niż pożaru samego w sobie. Ten jest raczej pretekstem by akcja odcinka nabrała bardziej ironicznego tonu, a także staje się punktem wyjścia dla niefortunnego zbiegu okoliczności.
Odcinek skupia się równomiernie na kilku wątkach, poświęcając sporo czasu praktycznie wszystkim postaciom, które biorą w nim udział. Nie ma tutaj faworytów, choć trzeba przyznać, że np. wątek dr Kareva i jego matki jest jednym z najmniej spodziewanych. Jest stosunkowo zabawny, biorąc pod uwagę okoliczności. Dr Karev, zaskoczony niezapowiedzianą wizytą matki podejrzewa ją o nawrót choroby psychicznej i każde jej zachowanie jest dla niego symptomem. Prowadzi to kilku niezdarnych momentów pomiędzy Alexem a jego matką, a sam wątek pozostaje bez wyraźnego zamknięcia. Mam nadzieję, że będzie dalej kontynuowany, bo póki co, nie przedstawia sobą żadnej większej wartości dla serialu.
Lwia część epizodu dotyczy jednak spraw rodzinno-związkowych pomiędzy dr Altman, dr. Huntem i dr Shepherd. Wszystko tutaj się plącze, gmatwa, rozwiązuje, by zaraz potem znów skomplikować. Jest kilka kłótni, trochę przemocy, odrobina płaczu przeplatana gdzieniegdzie uśmiechem. Jest to kolejny odcinek, w którym obserwujemy ten patchworkowy, rodzinny galimatias i powoli powinno coś się klarować. Mam wrażenie, że twórcy jednak zbyt lubią akurat tę część serialu i planują przeciągnąć te związkowe przepychanki jeszcze dłużej. Po raz kolejny dostajemy kłótnię pomiędzy dr. Huntem i dr Shepherd, praktycznie o to samo i padają podobne argumenty, które znamy już nie tylko tego sezonu, ale i wcześniejszych. Na górze ich problemów są jeszcze Betty i Leo, których też albo żegnamy, albo witamy ponownie. Dr Altman z kolei super dogaduje się z dr. Koracick, co budzi żywą nienawiść w Owenie. I takie kółko wzajemnej adoracji, nienawiści, lojalności i jej braku toczy się przez cały odcinek. Gdzie zajedzie? Ciężko przewidzieć, ale powolutku wypadałoby kończyć tak rozbudowany wątek. Chyba, że serial aspiruje zmienić się z serialu medycznego w telenowelę, co też byłoby pewnym osiągnięciem w historii telewizji.
Bez wątpienia najluźniejszą historię dostali dr DeLuca i dr Grey, którzy niczym zakochani nastolatkowie, ekscytują się wizją wspólnego wieczoru w pustym domu. Mimo że dr Grey zdecydowała się oficjalnie przyznać do związku z dr. DeLuca, to jednak w dalszym ciągu można obserwować ich pokątne romansowanie. W porównaniu z innymi, dość emocjonującymi wątkami, ich zachowanie stanowi miły przerywnik pomiędzy bardziej skomplikowaną i emocjonalnie angażującą akcją. Moment, w którym dr Webber przyłapał całujących się Andrew i Mer w pokoju gościnnym jest niczym wyjęty prosto z typowego serialu o nastolatkach. Wielbiciele tzw. zawstydzenia z drugiej ręki na pewno znajdą tutaj coś dla siebie.
W teorii główną bohaterką odcinka powinna być dr Catherine Fox, przecież to m. in. przez nią było zorganizowane przyjęcie. W praktyce jednak jej postać została odseparowana od reszty bohaterów i spędziła praktycznie cały wieczór w limuzynie, świętując na swój własny sposób. Towarzyszyła jej dr Bailey, co w efekcie daje naprawdę intrygujący duet dwóch silnych, kobiecych postaci. Tutaj narracja odcinka przyjmuje raczej moralizatorski ton, zwłaszcza że obie panie doświadczyły poważnych problemów zdrowotnych, które odmieniły ich życie. I mimo, że sceny w limuzynie wydają się być dość poważne pod względem merytorycznym, to jednak podane są w lekki i dość przystępny sposób. Mam wrażenie, że była to lekcja skierowana bezpośrednio do widzów, powtarzająca znane wszystkim przesłanie by korzystać z życia.
Ten dość napakowany silnymi emocjami odcinek kończy się małym cliffhangerem, przedstawiając widzom nową postać. Do miasta przyjechał ojciec dr. DeLuca. Z reakcji Andrew można wyczytać, że nie są to najlpesze wieści, a biorąc pod uwagę niedawne wyznanie na temat zaniedbań medycznych popełnionych przez jego ojca, nie spodziewam się miłej, rodzinnej sielanki. Czyżby to by było na tyle z sielankowej miłości dr. DeLuca i dr Grey?
Serial Grey's Anatomy pobija rekord seriali medycznych, emitując trzysta trzydziesty drugi odcinek. Całkiem niezły staż, tym bardziej że w dalszym ciągu jest jeszcze kilka aktorów z oryginalnej obsady. Szkoda tylko że nie zaznaczono tego wyraźniej w samym odcinku. Na pewno nie ma tutaj fajerwerków, ale w dalszym ciągu jest to kawałek solidnego serialu obyczajowego. Mam tylko nadzieje, że następne odcinki będą dziać się odrobinę częściej na salach operacyjnych, a nie balowych.
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat