pierwszym tomie Chrononautów poznaliśmy błyskotliwy duet naukowców eksploratorów, którzy ze swoich niezwykłych odkryć uczynili niezłą zabawę. A jakie to odkrycia? Jak sam tytuł wskazuje, dotyczą podróżowania w czasie. Do tej pory udawały im się wyłącznie podróże w przeszłość, ale w drugim tomie serii sytuacja się zmienia: przyszłość stoi otworem! Album zaczyna się nieszczególnie dla głównych bohaterów. Corbin Quinn i Danny Reilly wyruszają w przyszłość… ale znów im się nie udaje i po raz kolejny muszą wykazać się geniuszem, by w dawnych czasach skonstruować mechanizm pozwalający im powrócić do domu. Co nie przeszkadza jednocześnie zakosztować uroków czasów, w których się znaleźli. Okazuje się jednak, że kolejne niepowodzenia są efektem ingerencji z zewnątrz. A konkretnie przyszłości i ich dawnego mistrza. Dostają od niego propozycję i wraz z bliskimi wyruszają w przyszłość, by być strażnikami ładu i porządku. W tym momencie otrzymujemy niemal klasyczną antyutopię, w której na pozór wszystko wygląda pięknie, ale w rzeczywistości mamy do czynienia z systemem opresyjnym i odgórnie sterowanym. Sukces jest okupiony ofiarami, a duet bohaterów dość szybko jest wystawiony na próby, które zadecydują o ich przyszłości. W dodatku nie wszystko będzie bezpośrednio zależało od nich. Mamy tu też trochę moralizowania i zabawy paradoksami czasowymi, ale nie jest to nic, co by wcześniej nie zostało opowiedziane… tak kilkadziesiąt razy co najmniej.
Źródło: Non Stop Comics
Mark Millar całkiem nieźle radzi sobie z zamkniętymi historiami i żonglowaniem utartymi schematami fabularnymi, ale tym razem nie w pełni sprostał zadaniu. Stworzył opowieść miejscami interesującą, ale jednak powielającą klisze fabularne i gatunkowe. W porównaniu z pierwszym tomem Chrononautów zabrakło też błysku głównych bohaterów. Rockandrollowi naukowcy tylko fragmentami są błyskotliwi, kradnący uwagę. Millar nadal potrafi tworzyć lekką, osadzoną w popkulturze opowieść, ale nie ma tu już magii, która była w pierwszym tomie. Może prawdą jest, że nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki?
Słabiej wypada też grafika. Sean Murphy potrafił nadać całości dynamiki, a postaciom charakteru. Tymczasem ilustrujący ten tom Eric Canete jest… bardziej zachowawczy. Teoretycznie wszystko rysuje zgodnie ze sztuką, ale brak temu pazura. Druga odsłona Chrononautów to nadal niezła, rozrywkowa i akcyjna historia, wykorzystująca popularne motywy, choć niekoniecznie przetwarzająca je w oryginalny sposób. Słabsza ocena tomu wynika przede wszystkim z bardzo dobrego poprzednika: na tym tle kontynuacja wypada po prostu blado.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj