Od czasu do czasu aktorkom zdarza się zgolić głowę i cóż to jest za wydarzenie! Portale o celebrytach chwalą poświęcenie dla roli. Kobieta jest łysa, kiedy choruje albo kiedy coś manifestuje. Przynajmniej tak postrzegamy to jako społeczeństwo i z łysymi kobietami wciąż nie przeszliśmy do porządku dziennego. Klipy, w których dziewczyny łapią za maszynkę i golą swoje długie włosy, wzbudzają ogromne emocje. Miliony ludzi chcą zobaczyć, jak vlogerka dobrowolnie rezygnuje ze swojego atrybutu. Na przeciętnym facecie, który zauważa, że w ogóle ma na głowie jakieś włosy dopiero, gdy te zaczynają mu wypadać, coś takiego może nie robić wrażenia. Za to dla kobiety to ważny manifest, przełamanie patriarchalnych kanonów kobiecości i akt odwagi. Nappily Ever After nazwałbym sfabularyzowaną, pełnometrażową wersją jednego z wielu takich klipów. Violet Jones — w tej roli Sanaa Lathan, jest jedną z tych kobiet, które budzą się, na długo zanim wstanie partner, wykonują pełny makijaż jak na jakąś galę i jakby nigdy nic wskakują do łóżka. Ale właściwie o jakich kobietach mowa? Czy takie przypadki naprawdę istnieją? Violet, w pierwszym akcie filmu, odtwarza najbardziej krzywdzące stereotypy na temat ponowoczesnej, wielkomiejskiej kobiety. Być może taka była intencja twórców — czyżby zamierzali obrzydzić nam wizerunek dziewczyny nieustannie trzymającej gardę, dla której wymuskany wizerunek to być albo nie być? Dzięki temu rozgrywająca się w ramach filmu metamorfoza mogła wybrzmieć dobitniej. Zresztą wybrzmiała i to do przesady dobitnie. Historia z potencjałem zamieniła się w odwróconego Kopciuszka. Oto księżniczka zrozumiała, że pałac nie jest zbyt przytulny, książę to bufon, wróżka chrzestna to stara naciągaczka, a poplamiony fartuszek jest cudownie boho. Ten przekaz słyszałem tysiące razy i to podany w elegantszej formie. Dziewczyny, które opowiadają o swoich wrażeniach po obcięciu włosów, streszczają podobny motyw w ramach kilkuminutowego vloga, nie popadając w podobne ekstrema. Film ratuje kontekst, mianowicie pochodzenie etniczne większości obsady. W pierwszych scenach oglądamy retrospekcję, w której niesforna dziewczynka wskakuje do pełnego dzieci basenu. W kontakcie z wodą, jej uczesane na glanc włosy kręcą się. Dzieci wyśmiewają czarnoskórą koleżankę, natomiast jej mama przypomina sobie traumy, przed którymi chciała ustrzec córkę i czym prędzej ratuje dziecko z opresji. No właśnie — ratuje albo raczej ciemięży, skazując dziewczynkę na żywot chodzącego manekina. Film uświadomił mnie o problemie, z którym mierzą się Afroamerykanki. To cenna lekcja, ale wolałbym ją wynieść z filmu dokumentalnego. Zresztą po reżyserującej Haifie al-Mansour widać publicystyczne zacięcie, jakby w formule ordynarnie prostego rom-comu próbowała zawrzeć wymowny wątek obyczajowy. Po pierwszym kobiecym reżyserze z Arabii Saudyjskiej i tamtejszej ikonie feminizmu, można spodziewać się więcej ponad typową komedię romantyczną, których w ofercie Netfliksa na pęczki. Najlepsze, że ten film absolutnie nie chce być kolejną taśmową produkowaną, nieśmieszną komedyjką. Strukturą może przywodzić na myśl nowoczesne, niezależne produkcje, jak 500 dni miłości albo Słowa na M. Historia dzieli się na rozdziały, które reprezentują kolejne uczesania bohaterki. To sprytne rozwiązanie. Każda zmiana fryzury uzasadnia upływ czasu i fajnie spaja się z woltami w życiu Violet. Niestety, Chwyć życie za włosy odtwarza wszelkie znane mnie i wam schematy swojego gatunku. Ja to wszystko już widziałem i to dziesiątki razy, więc bez większych emocji odhaczałem kolejne zwroty, które zdążyłem przewidzieć dwadzieścia minut wcześniej. Szczerze wolałbym, żeby film porzucił jakiekolwiek pretensje i był uczciwą komedią romantyczną, co się zowie. Tymczasem Chwyć życie za włosy pożegnało mnie zaskakująco nieadekwatnym finałem, zupełnie jakby próbowało mnie rozpaczliwie przekonać, że wcale nie jest komedią romantyczną. Guzik prawda! Co do finału, nie mogę nie wspomnieć mojej osobistej anegdoty, którą chyba zapamiętam na lata. Jakiś czas po seansie rozmawiałem o tym filmie ze znajomym. Zakończenie tak bardzo mi nie pasowało, że aż zapamiętałem swoje własne zakończenie i byłem śmiertelnie przekonany, że Chwyć życie za włosy skończyło się według scenariusza, który sam napisałem sobie w głowie. Zresztą wyszłoby mu to na dobre, bo frapujący problem obyczajowy i istotny socjologicznie fenomen kobiet golących głowę marnuje się w byle filmidle, a tak filmidło przynajmniej skończyłoby się w satysfakcjonujący sposób. Ocena 5/10 jest trudna do interpretacji. Nie rekomenduje obejrzenia filmu, ale też nie zniechęca. Wyraża wzruszenie ramionami. Ten film da się obejrzeć. Nie pozostawił mnie obojętnym i coś tam we mnie zostawił. Stanowi zatem jakąś wartość, czego nie można przecież powiedzieć o wielu innych filmach Netfliksa — z okropną Ibizą na czele. Tym bardziej szkoda mi tej produkcji. Jest jak słaby uczeń, który nagle nabiera animuszu, bierze udział w dyskusji, rozbudza nadzieje w nauczycielu, a potem pisze sprawdzian i ledwo go zdaje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj