Kim jest tytułowa Chyłka (Magdalena Cielecka)? To prawniczka, która nie ma żadnych skrupułów na sali sądowej. Zrobi wszystko, by wybronić swojego klienta, bez względu na to, czy jest on winny czy niewinny. Jest skuteczna w tym co robi i dlatego jest gwiazdą kancelarii Żelazny & McVay. Co nie znaczy, że w pracy jest przez wszystkich lubiana. Wprost przeciwnie. Współpracownicy się jej boją, a niektórzy partnerzy w firmie tylko czekają na jej potknięcie. Szefostwo dochodzi do wniosku, że ich najlepszej prawniczce przyda się pomoc i przydzielają jej młodego stażystę Kordiana Oryńskiego (Filip Pławiak), chłopaka który szybko otrzymuje od Chyłki przezwisko „Zordon”. Ich pierwszą wspólną sprawą będzie zaginięcie trzyletniej dziewczynki i próba obrony ich rodziców, którzy automatycznie zostają uznani przez policję za głównych podejrzanych. Po obejrzeniu dwóch odcinków nowej produkcji TVN przeznaczonej na platformę Player fani powieści Remigiusz Mróz mogą być spokojni. Łukaszowi Palkowskiemu udało się utrzymać klimat panujący w książkach pisarza. Chyłka w wykonaniu Magdaleny Cieleckiej jest bezczelna, sarkastyczna, cyniczna, niezmiernie pewna siebie i przekonana o swojej nieomylności. Nie wierzy nikomu. Nie mieliśmy w rodzimych serialach takiej postaci. Można ją chyba jedynie porównać do Agaty Przybysz z Prawo Agaty, choć Chyłka jest kobietą, która nie potrzebuje męskiego ramienia. Jest twarda i samowystarczalna, co jest pewnym ewenementem w rodzimych serialach. Widzowie, którzy nie czytali książek Mroza kupią tę postać już od pierwszego odcinka. Fani powieści mogą potrzebować trochę więcej czasu, by się do niej przyzwyczaić. Inaczej jest z „Zordonem” granym przez Pławiaka. Ten młody aktor idealnie pasuje do powierzonej roli. Jest w nim autentyczność. Do tego podoba mi się jak z każdą sceną nabiera pewności siebie i powoli zaczyna odgryzać się swojej apodyktycznej mentorce. Ich szermierka słowna bardzo urozmaica dialogi.
PHOTO: AGNIESZKA K. JUREK/TVN NA PLANIE SERIALU CHYLKA ODCINEK: 7 N/Z: MAGDALENA CIELECKA, JACEK KOMAN
+12 więcej
Świetnie prezentują się również Katarzyna Warnke i Michał Żurawski jako podejrzani o zabójstwo dziecka rodzice. Z odcinka na odcinek na wierzch wychodzą kolejne tajemnice, które skrywają zarówno przed próbującą bronić ich prawniczką jak i widzami. Palkowski tak rozkłada akcenty, że widz w pierwszych minutach współczuje rodzicom zaginionej dziewczynki, trzyma kciuki za jej odnalezienie, ale z biegiem czasu coraz bardziej zaczyna wątpić w ich niewinność. Duża w tym zasługa Warnke, która idealnie nadaje się do ról zmanierowanych matek z podwójną moralnością. Nie wiem co takiego jest w tej aktorce, ale świetnie potrafi wcielić się w takie postaci. Jej gra wzbudza w widzach emocje. Cały dramat rodziny Szlezyngierów jest inspirowany historią Madzi z Sosnowca, do której nawet serialowa policja bardzo często się odnosi. Dlatego nikt od początku nie wierzy w historię rodziców. Funkcjonariusze wprost mówią, że nie chcą się „ponownie nabrać”. Media z miejsca przyjmują wersję, że to rodzice zabili dziecko. Cały ten przypadek w znakomity sposób pokazuje jak szybko media i społeczeństwo są w stanie wydać wyrok, nie znając wszystkich faktów. Ba, robią to nawet szybciej niż sam sąd. Jest to trochę karykaturalne, ale można odnaleźć w tym wszystkim również kilka prawd moralnych. Łukasz Palkowski nie trudzi się na przybliżanie widzom bohaterów. Rozpoczyna opowieść bez zbędnych dłużyzn, wychodząc z założenia, że poznamy postaci z biegiem rozwoju historii. Jest to jak najbardziej słuszne podejście. Dzięki temu pierwszy odcinek jest dynamiczny, a nie przegadany i naszpikowany zbędnymi informacjami o tym, kim są nasi bohaterowie, czy też jakim bagażem emocjonalnym są oni obciążeni. Choć muszę przyznać, że trochę za dużo postaci dostajemy w pierwszej odsłonie. Jakby reżyser chciał pokazać jak bogatą obsadą dysponuje. Niestety, podobnie jak w reżyserowanej przez niego Pułapka tak i tu mamy sporo niekonsekwencji scenariuszowych czy niezrozumiałych skrótów fabularnych. Są to oczywiście drobnostki, ale potrafią one, przynajmniej chwilowo, popsuć zabawę z oglądania serialu. Na szczęście nie ma ich tu tyle, co w kryminale z Kuleszą. Przynajmniej w dwóch pierwszych odcinkach. Chyłka - Zaginięcie nie jest ekranizacją książki Mroza w stosunku 1 do 1. Scenarzyści zmodyfikowali trochę historię, by nadawała się do telewizji. By każdy odcinek miał odpowiednie tempo, a zaciekawienie widza było cały czas utrzymywane. Zostało to wykonane sprawnie, więc fanom pisarza nie powinno to jakoś znacząco przeszkadzać, choć na początku pewnie będą odczuwać pewien dyskomfort. To, że ekranizację powieści Mroza rozpoczęto od drugiego tomu, jakim jest Zaginięcie, a nie od Kasacji też nie jest przypadkowe. Pierwszy i trzeci tom są powiązane z postacią Piotra Langera, którego nie ma w Zaginięciu, stąd decyzja produkcji, by zmienić kolejność ze względów fabularnych. Nie chcieli oni wprowadzać postaci, która w kolejnym sezonie by nagle zniknęła. Po obejrzeniu dwóch odcinków czuję, że Chyłka – Zaginięcie może być najlepszym polskim serialem, jaki TVN zaserwował w tym roku swoim widzom. Oczywiście wszystko zależy od finału, bo już niejeden polski serial miał przyzwoity start i ogromnie rozczarowującą końcówkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj