Aleksander Dębicz słusznie zauważył, w jak dobrym położeniu znajdują się twórcy muzyki filmowej. Od muzyków pracujących na potrzeby szeroko pojętej muzyki rozrywkowej oczekuje się rozwiązań grzecznych, sztampowych i konwencjonalnych. W zasadzie tylko kompozytorzy muzyki ilustrującej filmy mają stosunkowo wolną rękę co do decyzji artystycznych i formalnych. Bohaterowi naszej płyty niestety jeszcze nie zdarzyło się do tej pory otrzymać zamówienia na muzykę filmową, ale jest również kinomanem i przygotowanie utworów nawiązujących do estetyki filmowej było dla niego sporą pokusą, jak zaznacza w wywiadach. Na płycie "Cinematic Piano" zamieścił więc dwanaście własnych kompozycji zagranych solo na fortepianie. Dębicz ukończył Akademię Muzyczną w Warszawie (niesłusznie nazwaną Uniwersytetem Muzycznym – ale to inny temat) w klasie prof. Tarnawskiej. Szkoła pozwoliła mu na wzorowe przygotowanie warsztatu pianistycznego, co słychać w każdej zagranej przez niego frazie. Pianista uzyskuje dźwięk klarowny i obdarzony zdecydowanym charakterystycznym atakiem. Artysta przede wszystkim ceni twórczość Jana Sebastiana Bacha, a dość sceptycznie wyraża się o kompozycjach Chopina. Po ukończeniu uczelni podjął decyzję o kształtowaniu swojej pianistycznej kariery wielotorowo, czym pewnie naraził się środowisku, które takie „zdrady” często ocenia dość surowo. My cieszmy się jednak z takiego wyboru, gdyż dzięki temu możemy z przyjemnością zasłuchać się w nastrojach filmowych kreowanych na płycie.
Źródło: materiały prasowe
  Dwa utwory otrzymały konkretne dedykacje. Artysta przywołał w nich Alexandra Desplata i Thomasa Newmana. Te dwa nazwiska kompozytorów fanom muzyki filmowej muszą mówić wiele. Obaj mają za sobą pokaźną i różnorodną twórczość na rzecz filmów. Wypracowali odrębne style ilustracji filmowej. Dębicz nie ukrywa, że jest pod wielkim wrażeniem ich twórczości. Proszę się jednak nie obawiać – „Cinematic Piano” nie miało zamiaru kalkowania żadnego z tych warsztatów kompozytorskich. Czy utwory mają charakter ilustracyjny, zależy to już od wyobraźni słuchacza. Budowane nastroje oczywiście mogą wspomagać tworzenie konkretnych obrazów i narracji, a taki odbiór muzyki niczego jej nie odbiera. Każda z kompozycji mogłaby śmiało być wykorzystana w dobrym filmie (raczej nie krajowym). Warto wspomnieć, że w 2013 roku Aleksander Dębicz zdobył pierwszą nagrodę na specyficznych zawodach podczas trwania festiwalu muzyki filmowej Transatlantyk w Poznaniu. Startujący muzycy muszą wtedy a vista grać muzykę do wcześniej nieznanych im obrazów filmowych i nie mogą iść na łatwiznę, stosując wyświechtane metody dawnych taperów. Jest to chyba więc najlepsza wizytówka kompetencji kompozytora. Pomocnym zabiegiem w opisie muzyki jest zawsze przypisanie jej jakichś etykiet gatunkowych i stylistycznych. Czasami jednak taki zabieg może płycie sprawić więcej szkody niż pożytku, dlatego też z pewną ostrożnością przywołałbym obecnie trochę już zapomnianą twórczość amerykańskiego newage'owego pianisty Georga Winstona. A trzeba pamiętać, że przed wielu laty jego płyty były sporymi hitami, więc jest to rekomendacja niezwykle korzystna. W twórczości obu panów wyróżniam dość podobny sposób budowania planu harmonicznego, ozdabianego interesującymi pasażami, pochodami i biegnikami. Stop – więcej takich terminów już nie użyję, obiecuję. Moim zadaniem jest do płyty przekonać, a nie od niej odstraszać. Kto lubi muzykę pełną wrażliwości, nastrojowej głębi i swoistej tajemnicy, ten powinien udać się na improwizowany seans filmowy, na który zaprasza Aleksander Dębicz. Voilà!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj