Najnowszy odcinek zmaga się zarówno z problemami scenariuszowymi, jak i realizacyjnymi. Może to dziwić, bo przecież serial miał imponować formą i oprawą audiowizualną. Podczas gdy poprzednie odcinki robiły dobre wrażenie pod tym względem, to bieżąca odsłona zostaje otwarta serią chaotycznych i okropnie zmontowanych scen. Czy segment prezentujący seks czarnoskórego mężczyzny z białą blondynką ma nas zwieść, sugerując, że oglądamy Tyrone’a i Tandy w miłosnym uniesieniu? Finalnie okazuje się, że bohaterem tej niefortunnej sekwencji jest Duane, a widzowie zachodzą w głowę,  czemu ma służyć to zagranie fabularne. Wprowadzeniem do odcinka jest również spotkanie Clarissy z Evitą. Idiotyczne  mumbo-jumbo, powiedzieliby Amerykanie, patrząc na rytuały odprawiane przez kapłankę voodoo. Tego typu motywy same w sobie nie są oczywiście niczym złym, a odpowiednio zaaplikowane opowieści mogą ją całkiem przyjemnie ubarwić. Tutaj jednak jest to tak słabo i mało kreatywnie wykonane, że wywołuje jedynie uśmiech politowania. Właśnie przez takie elementy można odnieść wrażenie, że całość jest realizowana po macoszemu. Byleby odhaczyć dany wątek, byleby szybko przejść do kolejnych scen. Twórcy nie pracują ze scenariuszem (który notabene również nie zachwyca, ale o tym później), przez co oprawa już nie łechce mile oka, tak jak to miało miejsce w dwóch pierwszych epizodach. Motyw Clarissy i Evity przewija się przez całą długość odcinka. Czego się z niego dowiadujemy? Okazuje się, że wkrótce wydarzy się coś złego, a w centrum zajść będzie Tyrone i jego druga połówka. Jak widać nic odkrywczego tutaj nie ma. Po co więc wątek ten dostaje tak dużo czasu ekranowego? Być może po to, abyśmy nie zapomnieli, że Cloak & Dagger to serial opowiadający o magii i zjawiskach nadprzyrodzonych. Śledząc wydarzenia z szóstego odcinka, bez znajomości kontekstu, można dojść do wniosku, że oglądamy dramat z elementami kryminału. Clarissa informuje nas jednak, że dzieje się tu znacznie więcej, a bohaterowie są częścią czegoś bardziej epickiego. Tajemnica unosząca się nad bohaterami może intrygować, ale sposób jej zasygnalizowania jest mało subtelny i doskonale wpisuje się w trend obecny w pozostałych wątkach. Poszczególne historie rozpisane są niewłaściwie - scenariusz jest po prostu zły. W serialu mamy do czynienia z klasyczną równią pochyłą. O ile w premierowych epizodach całość miała jeszcze jakąś głębie, teraz wydarzenia toczą się tak beznamiętnie, że aż zęby bolą. Cloak & Dagger przegrywa zarówno z Runaways, gdzie każdy wątek osobisty bohaterów jest pisany w interesujący sposób, jak i nawet z Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D., w których dialogi są zaczepne i inteligentne (mimo stricte rozrywkowej formy). Niektóre motywy z omawianego odcinka Cloak & Dagger niebezpiecznie oscylują wokół tego, co prezentował serial Marvel's Inhumans, a to –  jak każdy fan seriali wie – niebezpieczne rejony popkultury. Rzuca się w oczy wiele źle rozpisanych wątków. Relacja Miny i Tandy pozbawiona jest chemii. Panie rozmawiają ze sobą bez wielkich emocji. Sama historia też nie ma większego potencjału. Ekowynalazki, pszczoły i zła korporacja pchająca ręce gdzie się tylko da – czy naprawdę na tym będzie koncentrować się serialowa adaptacja komiksu Cloak & Dagger? Na dodatek postać Miny – skończonej marzycielki z wizją - jest tak irytująca, że widz tylko czeka aż zniknie ona z ekranu. „Jeśli czegoś przestajemy szukać, to o tym zapominamy” – to jedna ze złotych myśli tej domorosłej sukcesorki Paulo Coelho. Kroplą przepełniającą czarę goryczy jest Tandy, która przerasta inteligencją i wiedzą wszystkich wokół, samodzielnie odkrywając błędy w projekcie budowlanym. Tandetnie wypada również spotkanie z ojcem Miny. Takie momenty zazwyczaj są poruszające i emocjonalne. Obserwując, jak bohaterka konfrontuje się z kimś, dla kogo jej ojciec był mentorem, odczuwamy chyba tylko znużenie kolejną słabo zagraną i źle nakręconą sceną. Fajerwerków nie ma także u Tyrone’a. Wszystko jest tutaj do bólu przewidywalne. Duane, Connors, O'Reilly, narkotyki, strzelanina, Tyrone używający mocy. Nic tu nie zaskakuje. Widz nie ma problemów, aby domyślić się, jak przebiegną kolejne etapy tego monotonnego wątku. Dodatkowo, czy sensacyjne sprawy kryminalne nie powinny trzymać w napięciu? W tym przypadku nie ma o tym mowy. Wiemy przecież, że Tyrone wyjdzie cały z każdej awantury, a Connors do końca zostanie niegodziwcem, o czym przypomina nam złowroga blizna na jego twarzy. Duane musi zginąć, ponieważ okazuje się zdrajcą i grzesznikiem. Zabawne jest jednak, jak twórcy próbują pokazać człowieka w tym dealerze narkotyków. Mimo złych uczynków, Duane nikogo nie zamordował (oprócz dziesiątek dzieciaków zabitych przez białą śmierć). Jego filozofia żywcem wyjęta jest z utworów Tupaca Shakura. „Życie jest, jakie jest, robię to, co muszę, a nie to, co lubię”, rzuca od czasu do czasu  ten bohater. Kolejny tendencyjny motyw, który nie działa jak należy. Jego postać nie angażuje widzów, nie zmusza do sympatyzowania z nim. Tyczy się to również detektyw O’Reilly. Bohaterowie drugoplanowi są nam całkowicie obojętni. Wielu miłośników komiksowych fabuł może mieć słuszne pretensje do twórców za to, w jaki sposób prowadzą historię Tyrone’a i Tandy. Marvel's Cloak and Dagger to opowieść z gigantycznym potencjałem, który jak do tej pory rozmieniany jest na drobne. Nie chodzi tutaj o to, że w serialu nie ma charakterystycznych dla superbohaterskich historii motywów. Produkcja nie działa również jako dramat i zawodzi pod względem realizacyjnym i scenariuszowym. Niestety jak na razie nie widać szans na poprawę poziomu.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj