Sytuacją graniczną pomiędzy relacjami Marty’ego i Rusta a kwestią etyki ich zawodu jest aresztowanie Reginalda Ledoux – osławionego chemika gangu motocyklowego, który skradł niemal cały poprzedni odcinek. Akcja aresztowania na zapuszczonej wśród gąszczu działki nie idzie po myśli policjantów – wszystko się plącze i jest absolutnym przeciwieństwem podręcznikowego przeprowadzenia tego typu nalotów. Tym samym twórcy niejako potwierdzają, że tożsamość rytualnego zabójcy nie jest w serialu najważniejsza, bowiem to doskonale skomponowane i odtworzone postacie, kolejne tajemnice oraz manipulacje odgrywają pierwsze skrzypce. Morderstwo rodem z Hannibala jest tu jedynie pretekstem do pochwalenia się świetnie rozpisanym scenariuszem oraz hermetyczną estetyką całego dzieła. W ramach doprowadzenia śledztwa do końca twórcy postanawiają przyspieszyć nieco czas – dostajemy tutaj wiele rozczulających retrospekcji z życia obu śledczych oraz osobne sceny poświęcone ich życiu prywatnemu. Marty boryka się z córką przechodzącą okres buntu, zaś Rust wciąż jest pochłonięty pracą, czyli w dużej mierze przesłuchiwaniem kolejnych podejrzanych. Do czasu aż jeden z nich nie wspomina o Królu w Żółci, po czym odbiera sobie życie w areszcie. Wszystko to odświeża koncepcję zabójcy będącego na wolności, co jest wodą na młyn Rusta, który wciąga za sobą w efemeryczne śledztwo swojego partnera, Marty’ego.
[video-browser playlist="635269" suggest=""]
Przy okazji ostatnich zdarzeń postać Cohle’a nabrała wiatru w żagle i wyraźnie przeszła od słów do czynów, co wciąż chłonie się w równie hipnotyczny sposób, jak choćby jego egzystencjalne dywagacje na siedzeniu pasażera. Tym samym widz wreszcie dostrzega istotę samotności postaci Rusta – jest on człowiekiem, który z racji swoich doświadczeń potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji, dlatego też nie odczuwa potrzeby namacalnej obecności drugiej osoby. Doskonale jest to ukazane w momencie, kiedy siedzi na kanapie ze swoją dziewczyną, która za sprawą jego spojrzenia nagle wydaje się zupełnie obca, nieprzystająca do całej jego rzeczywistości. Dlatego Cohle rzuca się w wir pracy i robi to, co najlepiej mu wychodzi: jest śledczym, tropi i przesłuchuje.
Motywem przewodnim w najnowszym odcinku jest czas, o którym jako pierwszy wspomina aresztowany Ledoux, wyzwalając tym samym cały wzór skojarzeń, nawiązań i kolejnych rozważań porozrzucanych po całym epizodzie. Te małe okruszki, łącząc się z metafizycznymi przemyśleniami Cohle’a w czasie rzeczywistym, doprowadzają do stwierdzenia, że zła nie da się pokonać, bowiem jest ono powtarzalne i zakorzenione głęboko w naturze ludzkiej.
Zdecydowaną wadą odcinka jest wyczuwalna (i jakby niepasująca) muzyka, która w kilku momentach wręcz zdaje się przyćmiewać klimat poszczególnych scen. Jednak z nawiązką wynagradza to poczucie, iż mimo że twórcy zdali się już mocno zaakcentować, w którą stronę zmierza fabuła, to jednak wciąż mam wrażenie, że nie przewidzimy wszystkiego, co dla nas szykują.