Fabuła Come Play skupia się na autystycznym chłopcu, który komunikuje się z otoczeniem za pomocą aplikacji w smartfonie lub tablecie. Pewnego dnia w jego telefonie wyświetla się upiorna historyjka pewnego stwora, który szuka przyjaciela. Od tego momentu rozpoczyna się horror rodziny, którą terroryzuje potwór o imieniu Larry. Aby zakończyć koszmar, historia z apki musi zostać dokończona. Film od reżysera, a zarazem scenarzysty Jacoba Chase’a, nie jest typowym horrorem. Opowiada też o rodzinnym dramacie, w którym chłopiec nie potrafi porozumiewać się za pomocą mowy, dlatego inne dzieci mu dokuczają. Ponadto w domu jego rodzice się nie dogadują, co również go stresuje. Jego inność, brak akceptacji i samotność są punktem wyjścia do wprowadzenia stwora do fabuły. Historia nie opiera się wyłącznie na straszeniu widzów, ale również przypomina o wartościach przyjaźni, miłości oraz prawdomówności. Co prawda ten dramat nie chwyta przesadnie za serce, bo scenariusz nie jest idealnie dopracowany. Ale mimo wszystko w Come play podjęto niezłe starania, aby zęby nie zgrzytały od fabularnych bzdur, które często oglądamy w horrorach. Warto to docenić. Oczywiście, jak na horror przystało, nie może obyć się bez dreszczyku emocji i przerażenia wywołanego grozą. Come play straszy od pierwszych minut, ale za pomocą prostych i ogranych środków jak migające i wybuchające żarówki, gra cieni, przesuwanie przedmiotów, odgłosy stąpania, chrapliwy oddech i inne dźwięki oraz zwyczajna, nienaturalna ciszy. Dość dobrze działa motyw niewidzialności stwora i najczęściej (ale nie zawsze) bohaterowie mogą go zobaczyć poprzez ekran komórki lub tabletu. Dzięki temu widzimy go rzadko i przelotnie, aby jak najdłużej utrzymać atmosferę tajemnicy. Natomiast niestety to, co straszyło na początku, z czasem przestaje działać. Larry, który przypomina pająkowatego Golluma, również już nie przeraża, bo efekty komputerowe nie imponują. Mimo to wciąż znajdzie się kilka momentów, które przez chwilę pozwolą na wstrzymanie oddechu, ale z umiarkowanych emocji. Powodem mniejszego napięcia i grozy są również aktorzy. Gillian Jacobs i John Gallagher Jr., którzy wcielają się w rodziców Olivera, nie są aktorami z najwyższej półki. Starają się, ale mimo to ich średnia gra nie sprawia, że widz odczuwa więcej emocji podczas seansu. Z kolei Azhy Robertson w roli autystycznego chłopca jest bardzo przekonujący. Też nie gra tak ekspresyjnie, jak można byłoby oczekiwać, aby jego strach udzielał się widzom, ale w końcu jego postać jest nieco inna. Dzięki temu ten bohater jest prawdziwszy, co pozytywnie oddziałuje na historię. Również młoda obsada, która wcielała się w postacie kolegów Olivera, została dobrze dobrana. Na uwagę zasługuje Winslow Fegley (Byron), który jak na swój wiek gra niemal jak dorosły, dzięki czemu stanowi ciekawy kontrast dla głównego bohatera.
fot. Amblin Partners/The Picture Company
Po obejrzeniu filmu nasuwa się myśl, że Come play nie wykorzystał wszystkich możliwości i dostępnych środków, aby lepiej straszyć. Twórcy powtarzają się (w końcu ile razy można się bać migających żarówek) i nie zaskakują widzów. Również pod względem pracy kamery nie starają się wycisnąć więcej emocji z poszczególnych scen, które często bywają do bólu przewidywalne. Film nie jest pozbawiony dobrych i pełnych napięcia momentów, ale jest ich za mało, aby zaangażować się w seans. Come play to przyzwoite kino, ale jak na horror nie jest zbyt przerażający. Ciekawi, jak historia się potoczy i jak Larry zostanie ostatecznie powstrzymany, ale trochę brakuje w tym wszystkim dreszczyku emocji i napięcia z prawdziwego zdarzenia. Dla koneserów tego gatunku film może wydać się nawet nudny, bo nie jest typowym straszakiem opartym tylko na krzykach, ucieczkach i krwi. A patrząc na fabułę z lekkim przymrużeniem oka, można zauważyć, że niesie ona nawet pewne przesłanie, ostrzegając przed nadmiernym używaniem tabletów i smartfonów, które mogą spowodować różne zagrożenia. Come play nie jest produkcją, która wciska w fotel i koniecznie należy ją obejrzeć, ale też nie powoduje poczucia straty czasu. Można, ale nie trzeba.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj