"CSI: Cyber” było szumnie zapowiadane jako nowe "CSI" na nowe czasy, ale tak naprawdę nic nowego w nim nie ma. Jest to serial nijaki, nudny i niewzbudzający żadnych emocji. Odcinek "Kidnapping 2.0” mógłby równie dobrze zostać wyemitowany w ramach "CSI: Kryminalnych zagadek Las Vegas" czy w jednym z dwóch poprzednich seriali z serii i nikt nie zauważyłby różnicy. Produkcja miała wyróżniać się postawieniem na cyberprzestępczość, której w tym epizodzie praktycznie nie ma. Umieszczone w tytule 2.0 można spokojnie wyciąć, gdyż jest to nic innego, jak zwykłe porwanie dziecka, do którego doszło przez zhakowanie elektronicznej niani. Właściwie tym jednym zdaniem można podsumować cały odcinek, bowiem praktycznie nic innego się w nim nie dzieje. Chyba najlepszym elementem serialu jest oldskulowa czołówka, w której słychać piosenkę "I Can See for Miles” zespołu The Who. Jedną z rzeczy, które mają nieustannie przypominać widzom, jak bardzo cyber jest ten serial, są specyficzne przejścia między kolejnymi scenami, które po kilku minutach zaczynają niezmiernie irytować. Bardzo złym elementem serialu są też puste i rażące sztucznością dialogi. Twórcy nawet nie próbują zaprezentować czegokolwiek istotnego na temat postaci, które na razie są bezbarwne i anonimowe. O bohaterach serialu nie dowiadujemy się praktycznie niczego, poznajemy jedynie motyw dołączenia do zespołu jego nowego członka oraz motywację głównej bohaterki, która robi to, co robi, gdyż lata temu pracowała jako psycholożka i ktoś ukradł z komputera dane jej pacjentów, więc będzie ścigać go do końca życia. Jest to wątek tak słaby, ograny i nieciekawy, że nie tylko nie zachęca, ale wręcz zniechęca do oglądania kolejnych odcinków. Najbardziej szkoda Patricii Arquette, która całkiem niedawno zdobyła Oscara za świetną kreację w filmie "Boyhood". W "CSI: Cyber” aktorka się marnuje, nie ma tu żadnej okazji do pokazania, na co ją stać. Mieć w obsadzie taką osobę jak Arquette i nie wykorzystać jej potencjału to ogromny błąd producentów. Z kolei James Van Der Beek nie do końca przekonuje w roli agenta FBI. Po znakomitym występie w "Nie zadzieraj z zołzą spod 23” powinien chyba pozostać przy komediach. [video-browser playlist="669157" suggest=""] "CSI: Cyber” przypomina trochę spin-off innej produkcji stacji CBS, "Zabójcze umysły: Okiem sprawcy", który był równie nieudaną kopią serialu-matki. Rodzi się pytanie: po co ten serial w ogóle powstał? Na razie wygląda to na marną i desperacką próbę utrzymania marki "CSI" na antenie. Stacja zrobiła serial, który jest klonem kulejącego pierwowzoru, próbując sprzedać dwa razy to samo pod inną nazwą. Jeśli rzeczywiście miał to być szybki, łatwy i tani pomysł na kontynuację marki, to szkoda czasu, pieniędzy i talentu aktorów. Teoretycznie istnieje szansa na poprawę jakości, bowiem pilot, wyemitowany rok temu jako jeden z odcinków "CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas", był zdecydowanie lepszy od premiery i widać w nim było potencjał na serial świeży i ciekawy. Jednak jeśli produkcja startuje z tak niskiego poziomu, trudno będzie jej cokolwiek odbudować w kolejnych tygodniach. Czytaj również: „Daredevil” – pierwsza recenzja i wielka niespodzianka dla fanów "CSI: Cyber” zapowiada się jako serial wtórny i nudny, który nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Szkoda, że dla tak słabej produkcji wyrzucony został z ramówki o wiele ciekawszy i o niebo bardziej klimatyczny "Stalker". "Kryminalne zagadki Las Vegas” obecnie ledwo trzymają się na nogach i istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaną w tym roku skasowane. Jeżeli poziom spin-offu będzie taki jak w "Kidnapping 2.0", to jego przyszłość również nie wygląda różowo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj