Cudotwórcy: Wieki ciemne w kolejnych dwóch odcinkach nie silą się na zabranie widzów w daleką podróż okraszoną niebanalnym humorem, ale wciąż znajdzie się kilka momentów wartych uwagi.
Cudotwórcy: Wieki ciemne wracają z dwoma nowymi odcinkami i udaje się twórcom odpowiedzieć na przynajmniej jedną z wątpliwości, które pojawiły się po pierwszych odcinkach. Niestety, ale nie uświadczymy raczej fabuły prowadzącej do większej całości i w przeciwieństwie do sezonu pierwszego, widzowie mogą liczyć jedynie na epizodyczne historie, które pozornie będą prowadziły do rozwoju znanych nam bohaterów.
Pozornie, ponieważ ze względu na obraną konwencję, progres względem charakterów widoczny będzie tylko na przestrzeni jednego odcinka, by potem przy okazji kolejnego, całkowicie zapomnieć o tym, co dokonało się poprzednio. Szkoda, bo ta sitcomowa forma działa na niekorzyść bohaterów i tego, że trudno się we wszystko należycie zaangażować.
Trzeci odcinek znowu pokazuje nam walkę z nowoczesnością i pokazuje sposób bohaterów na poradzenie sobie z tym, że istnieją wygodniejsze rozwiązania, choć nie mają wiele wspólnego z kontynuowaniem tradycji. Tym razem jednak nie dominuje walka o rozsądek i logikę, a umiejętność adaptowania się do nowego. Nie są to znowu zbyt wyszukane kwestie podejmowane przez twórców i właściwie mogliśmy spodziewać się, że w pewnym momencie wpadnie ktoś na pomysł "dziury", do której można załatwiać swoje fizjologiczne potrzeby. W tym samym odcinku mamy też sytuację analogiczną do tego, co mieliśmy w pierwszym sezonie, kiedy to Sanjay grany przez
Karana Soni, był bliski utraty swojej pozycji, którą sukcesywnie zdobywał. Nie do końca jest to zrozumiałe i wytłumaczeniem może być oczywiście leniwe pisanie scenariusza, ale z jednej strony mamy bohaterów z drogą inną od tego, co widzieliśmy w poprzednim sezonie, a z drugiej mamy postać graną przez Karana, która charakterem i swoją pozycją jest wręcz identyczna.
Wcale nie lepiej pod względem powtarzalności jest w odcinku czwartym, w którym zapożyczono motyw z pierwszego odcinka, kiedy to
Geraldine Viswanathan pomagała swojemu ojcu z oczyszczaniem miasta, a teraz robił to Książę. Mamy też przekalkowanie motywu z Robin Hoodem i wesołą kompanię, którą tutaj niezbyt oryginalnie zamieniono na bandę ćpunów. Gdzieś w tle próbują twórcy nadać sens postaci granej przez
Daniela Radcliffe'a, ale choć na koniec wreszcie samodzielnie uczy się zjadać zupę przy pomocy łyżki, to jednak trudno przypuszczać, że w przyszłości doświadczymy nieco ciekawszych sytuacji dających więcej okazji do bardziej wyszukanego humoru.
Serial Simona Richa właściwie od pierwszego sezonu prezentował humor różny - niekiedy celny i świeży, ale bardzo często też skąpany w kliszach i lubujący się w schematach.
Cudotwórcy: Wieki ciemne wciąż są dobrą pozycją do tzw. obiadu, ale nie ma tutaj niestety nic więcej, co rozwijałoby bohaterów, dawało poczucie większej całości i komentowało w ciekawszy sposób tematy, które Rich podejmuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h