W kolejnych dwóch odcinkach serialu Cudotwórcy: Wieki ciemne otrzymaliśmy zgrywę ze znanych motywów w klimatach średniowiecza. Czy tym razem było nieco lepiej od poprzednich tygodni?
Cudotwórcy: Wieki ciemne przyzwyczaili nas w 2. sezonie, że odcinki stanowią samodzielną całość i nie wnoszą wiele do fabuły całej odsłony. Na przestrzeni dwóch nowych odcinków sytuacja delikatnie się zmieniła, bo choć znowu otrzymaliśmy epizodyczną historię związaną z dobrze znanym motywem, to jednak koniec końców zmieniła się relacja pomiędzy Księciem Chauncleyem i Alexandrą Shitshoveler.
W odcinku zatytułowanym Day in Court twórcy na tapetę wzięli rozprawy sądowe i brak uczciwych procesów w miasteczku zamieszkiwanym przez naszych bohaterów. Musiało być oczywiście nieco absurdalnie, zatem Alexandra i jej ojciec Edward stanęli w szranki z... królewską kozą. Brzmi głupkowato, ale zdecydowanie będzie to jeden z moich ulubionych odcinków tego sezonu. Tym razem ambiwalentny stosunek do życia i śmierci Edwarda jest naprawdę zabawny, a Lord Vexler tym razem w roli prawnika ma okazję do rzucenia kilkoma udanymi gagami.
Ważnym motywem tego odcinka jest także terapia króla Cragnoora, który dostał wreszcie nieco więcej czasu i niekoniecznie spędzał go na zabijaniu swoich nieposłusznych sługusów. Na efekty jego rozmów z terapeutką nie trzeba było długo czekać i ten wreszcie wydawał się nieco bardziej ludzki i jego relacja z synem uległa znacznej poprawie. Oczywiście wszystko było skąpane w konwencji serialu i nie mogliśmy nastawiać się na to, że twórcy pozostawią taki stan rzeczy, ale dobrze wpasowało się to w odcinek i zgrywa z aktualnego tematu różnego rodzaju terapii wypadła nieźle.
Końcówka odcinka wprowadziła nas niejako w kolejny, zatytułowany First Date, gdzie trzeba było przełknąć znowu gorzą pigułkę. Po naprawdę ciekawym poprzednim epizodzie i pokazaniu widzom, że jest w tym serialu koherentność zdarzeń, dostajemy tak oklepaną i schematyczną historię, jak tylko jest to możliwe. Znacie te odcinki lub nawet całe filmy, w których bohater zakochuje się w dziewczynie, umawia się z nią na randkę (choć ona tego tak nie traktuje), a podczas ich spotkania poznaje zupełnie innego faceta o podobnych zainteresowaniach? Sytuacja znana chyba wszystkim, którzy oglądali produkcje o podobnym tonie, tutaj została rozciągnięta do ostatnich minut.
Niestety, nie postarano się zatem o napisanie scenariusza do tego odcinka w nieco bardziej oryginalny i świeży sposób. Końcowa ocena dwóch nowych odcinków mogła być dużo lepsza, ale przykro momentami patrzy się na marnowanie potencjału aktorów i świetnie ogranej scenografii na odtwarzanie prostych historyjek. Tym bardziej, że w siódmym odcinku udało się tego w pełni uniknąć.