Rozbudowywana konsekwentnie od kilku odcinków historia z zabójstwem kapitana portu spełzła na niczym. Po co było to budowanie napięcia, skoro ostatecznie cała sprawa nie została wyjaśniona? W ostatniej chwili niczym królik z kapelusza wyskoczył Tom Connolly z prokuratury generalnej i śledztwo zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Wygląda więc na to, że cały ten wątek miał służyć tylko i wyłącznie ponownemu wprowadzeniu Toma Keena do codziennego życia bohaterów. Jest to pomysł niby ciekawy i zrozumiały, ale nie da się ukryć, że dotychczasowy rozwój wydarzeń sugerował jakieś poważniejsze rozwiązanie. Twórcy "The Blacklist" sami rozbudzili oczekiwania, wiedząc, że i tak ich nie spełnią. Cały cyrk ze śledztwem w sprawie morderstwa popełnionego na łodzi okazał się być zwykłym zapychaczem, którego jedynym celem był powrót Keena. Szkoda tylko, że jest to powrót w nie najlepszym stylu. Mimo że zbliżamy się do końca sezonu, nadal brak w serialu dobrego pomysłu na postać Toma Keena. W poprzednich odcinkach mogliśmy poznać dość ciekawą historię tego bohatera i zrozumieć, co przez ten cały czas nim kierowało. Tytuł odcinka sugeruje, że teraz poznamy Toma bardziej dogłębnie, tymczasem pojawił się on tylko w kilku scenach, lądując ostatecznie na sali sądowej i przyznając się do popełnionego morderstwa. Bohater jest gotowy na konsekwencje swojej decyzji, tylko co z tego, skoro sprawa śledztwa została mimochodem rozmyta? Tak naprawdę nadal nie wiemy o Tomie zbyt wiele. Postać ta pojawia się i znika co jakiś czas, ale brak w tym wszystkim sensu i logiki. Szkoda też Ryana Eggolda, który daje z siebie wszystko, jednak ramy scenariusza nie pozwalają mu na zbyt wiele. Keen zawsze nagle gdzieś się pojawi, powie lub zrobi coś złowieszczego, ale na razie nic z tego nie wynika. Potencjał jego postaci jest ogromny i aż żal patrzeć, jak zostaje marnowany. [video-browser playlist="675596" suggest=""] Kolejna znikająca sprawa to kwestia stanu zdrowia Harolda Coopera. Jego diagnoza, podobnie jak wspomniane śledztwo, znika w przeciągu chwili. Szef jednostki specjalnej powraca do życia niczym cudownie ozdrowiały. Obie sprawy, wokół których toczy się historia epizodu, przestają istnieć, tak jakby w ogóle ich nie było, a fabuła serialu została w efekcie przewinięta do tyłu. Odcinek pogrąża tragiczny niemiecki akcent w wątku drezdeńsko-monachijskim Toma. Sam Ryan Eggold i tak daję radę, najgorzej wypadają postacie trzecioplanowe, które ostatnio się w serialu przewijały. W sieci można znaleźć sporo komentarzy widzów niemieckojęzycznych, którzy bez napisów ojczystego języka by nie zrozumieli. Dla twórców serialu to po prostu obciach. Czytaj również: „Ray Donovan” i „Masters of Sex” – daty premier i pierwsze informacje Emocje, które w ostatnich tygodniach rosły z odcinka na odcinek, gdzieś się rozmyły. Oczekiwania co do epizodu, który miał stanowić konkluzję rozwijanych wątków, były duże. Niestety, nie zostały one spełnione, a cała historia śledztwa w sprawie Elizabeth Keen poszła w las. "The Blacklist" jest serialem bardzo nierównym. Nawet jeśli zdarzają jej się interesujące odcinki i poziom zaczyna rosnąć, wszystko szybko wraca do przeciętnej normy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj