Czarna Wdowa w końcu trafiła do kin i długo oczekiwana przez fanów 4. faza Kinowego Uniwersum Marvela może się rozpocząć na dobre. To film specyficzny dla kolejnego okresu MCU, ponieważ opowiada historię bohaterki, która w uniwersum poświęciła swoje życie, aby drużyna Avengers zdobyła Kamień Duszy, potrzebny do przywrócenia połowy populacji wszechświata. Dlatego twórcy w solowym filmie o przygodach bohaterki skupili się na przeszłości Czarnej Wdowy i sprawie, którą postanowiła rozwiązać po wydarzeniach z produkcji Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów. I tak Natasza,  ścigana przez Sekretarza Rossa, postanawia rozprawić się z Czerwonym Pokojem - projektem, w którym została wyszkolona na bezwzględną rosyjską agentkę. Jednak zanim na dobre rozpocznie się akcja filmu, dostajemy retrospekcje (w sumie cały film można nazwać jedną wielką retrospekcją w MCU), w których młode Natasza i Yelena oraz ich przybrani rodzice, Aleksiej i Melina, próbują wydostać się ze Stanów po wykonaniu swojej misji jako przybrani rosyjscy szpiedzy. I muszę przyznać, że twórcy odpowiednio zastosowali napięcie. Mimo że łatwo się domyślić, że nie jest to zwykła familia, a za wszystkim stoi coś mrocznego, to jednak reżyserce udało się stworzyć początkową iluzję zwykłego, rodzinnego życia. Sama scena ucieczki samolotem naszej rosyjskiej ferajny została bardzo dobrze nakręcona. Ta czwórka doskonale działa jako kolektyw, co będzie rzutowało na późniejsze wydarzenia w produkcji. Już na początku dostajemy sporą dawkę akcji, ale również ogromny ładunek emocjonalny w scenie, w której Natasza i Yelena zostają zabrane przez Drejkowa. A to dopiero pierwsze minuty filmu. Fantastycznym pomysłem były napisy początkowe, aby przedstawić historię szkolenia głównej bohaterki w Czerwonym Pokoju, jak i przybliżyć sam projekt. Ten telegraficzny skrót został jeszcze okraszony  znakomitym coverem utworu Smells Like Teen Spirit Nirvany. Nie ukrywam, od czasu seansu słucham go często. Następnie przechodzimy do części właściwej filmu. Początkowa ekspozycja ma za zadanie oczywiście wprowadzić główną intrygę produkcji, postaci antagonistów i sojuszników. Jednak najbardziej twórcy skupili się na tym, aby zawiązać relację między Nataszą a Yeleną. I nie ukrywam, jest ona najsilniejszym punktem filmu. Już od samego spotkania bohaterek chce oglądać się ten duet na ekranie. Ich pierwsza potyczka to prawdziwa maestria i popis speców od choreografii walk. Dobrze bowiem wykorzystali oni aspekt czysto fizyczny pojedynku z użyciem otoczenia. Jeszcze nie widziałem w kinie tak dobrego wykorzystania zasłon w walce. Widać, że Scarlett Johansson i Florence Pugh doskonale czują się razem na ekranie. Tak naprawdę film pokazuje całe spektrum ich siostrzanej dynamiki. Najbardziej podobał mi się luźny, zadziorny charakter ich więzi. Ciągłe zwracanie uwagi na wady czy znaki szczególne nadawało ich relacji dodatkowy koloryt. Znakomitym żartem sytuacyjnym w produkcji był ten ze słynnej pozy w walce Nataszy, który potem pojawiał się w kilku wariantach. Johansson i Pugh wspaniale oddały różne barwy więzi swoich postaci od tej toksycznej po piękny rodzaj siostrzanej siły napędzanej troską. Są to dwie bohaterki o bardzo mocnych charakterach, prawdziwe twardzielki, które nie dają sobie w kaszę dmuchać i potrafią rozstawiać innych po kątach. Stanowią świetny duet, a zarazem sprawdzają się jako autonomiczne postacie. Jednak nie ukrywam, że to Yelena kradnie więcej scen, głównie przez sarkastyczne poczucie humoru. Produkcja bardzo dobrze, szczególnie w pierwszym akcie, uzupełnia luki w historii Czarnej Wdowy. Doskonałym pomysłem twórców było umieszczenie części akcji w Budapeszcie, który był tłem słynnej akcji Nataszy i Hawkeye'a, o której mowa w kilku filmach z uniwersum. Reżyserka Cate Shortland podeszła do tematu z interesującej perspektywy. Nie próbowała przedstawić ważnych faktów z życia Czarnej Wdowy wyłącznie w formie retrospekcji, tylko postanowiła uczynić z nich punkty "wycieczki" Nataszy i Yeleny. Oddaje to scena w metrze w Budapeszcie, gdzie Romanoff opowiada swojej siostrze (siedząc w kanałach wentylacyjnych), że ukrywała się tam z Clintem. Dzięki takim punktom twórczyni znakomicie uzupełniła wątek Nataszy w całym MCU, przybliżając słynną scenę córki Drejkowa czy sprawę w Budapeszcie, która okazała się testem dla Nataszy, aby mogła wstąpić do T.A.R.C.Z.Y. Mam wrażenie, że tak naprawdę cała produkcja służy jako taka laurka dla bohaterki. Jednak nie jest to żadna tania czy podniosła laurka, ale taka, która w bardzo przystępny sposób ukazuje historię, dokonania i dziedzictwo Czarnej Wdowy. Nie bez kozery cały czas w filmie wspominana jest przynależność Nataszy do Avengers czy to, że jest bohaterką dla młodych dziewcząt. Produkcja stanowi rodzaj podsumowania win i zasług Romanoff w MCU, czego Shortland dokonuje w praktycznie każdej scenie, stosując wspominki, retrospekcje czy nawiązania. Jednak robi to ze smakiem. Nie rozumiem tylko sugerowanie jakiejś romantycznej relacji między Nataszą a Masonem granym przez O.T. Fagbenle. Bohater sprawdza się jako rodzaj Q, dostarczyciela sprzętu i dokumentów dla bohaterki, dlatego nakreślanie pewnej więzi między postaciami nie ma sensu, szczególnie że nie ma nawet czasu, aby ją rozwinąć. Natasza nie ma szczęścia w romansach w MCU. Po co więc sugerować kolejny? W pierwszym akcie poznajemy również Taskmastera. Bohater atakuje Nataszę, aby odzyskać fiolki zawierające gaz, który potrafi wyciągnąć nowe Czarne Wdowy spod kontroli umysłu. Sama postać złoczyńcy nie do końca do mnie przemawia. Taskmaster aka Antonia, córka Drejkowa, na początku stanowi rodzaj diabła z pudełka, który wyskakuje w najmniej oczekiwanym momencie, aby trochę podokuczać głównym postaciom lub taranować wszystko na swojej drodze jak w scenie pościgu w Budapeszcie. Niemniej jednak stanowi ciekawy przykład bezdusznego najemnika nasłanego przez Drejkowa, który nie spocznie, póki nie wykona swojej misji. Zastanawiałem się, jak twórcy wymyślą kopiowanie stylów walki przeciwników w produkcji. Przyznaję, że wyszło to całkiem dobrze. Dostajemy między innymi Taskmastera kopiującego Kapitana Amerykę, Hawkeye'a, Czarną Panterę, Zimowego Żołnierza czy samą Nataszę. Spece od choreografii świetnie wpletli te charakterystyczne zachowania postaci z MCU do potyczek w wykonaniu antagonistki. Umiejętność czarnego charakteru sprawiła, że twórcy mieli spore pole do popisu. Dlatego w filmie znajdziemy kilka smaczków w scenach z Taskmasterem nawiązujących do innych produkcji, jak choćby ta, w której używa bomby przymocowanej do strzały, aby wysadzić samochód, którym jadą Natasza i Yelena. To nawiązanie do podobnej sekwencji na drodze w wykonaniu Zimowego Żołnierza, który wysadza auto Nicka Fury'ego w filmie Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz. Jednak chciałbym, aby twórcy wyciągnęli odrobinę więcej z tej postaci. Olga Kurylenko tak naprawdę nie miała okazji wykazać się aktorko w tej roli i poza interesującymi, bardzo dobrze zrealizowanymi i widowiskowymi scenami walki i demolki antagonistka nie wnosi za wiele świeżości do produkcji. Sprawdzała się aura tajemnicy, którą do ostatniego aktu budowano wokół czarnego charakteru, jednak koniec końców, gdzieś ten czar prysł w finale. Jednak postać ma ogromny potencjał, szczególnie po tym, jak odzyskała wolną wolę po działaniu gazu. Zatem być może w kolejnych projektach zostanie wykorzystana jako protagonista. Nie ukrywam, chciałbym to zobaczyć. Lepiej prezentuje się Ray Winstone jako Drejkow. Aktor podobnie jak Robert Redford w Zimowym Żołnierzu jest prawdziwym mózgiem operacji, nie plami sobie rąk brudną robotą. I Winstone doskonale wypada w roli à la bondowskiego megalomana, który jednym logowaniem się do komputera może wywołać wojnę lub ją powstrzymać, o czym sam zresztą wspomina w scenie spotkania z Nataszą. To złoczyńca, w którym nie można odnaleźć żadnego błysku dobra. To bezduszny tyran, który traktuje swoje Czarne Wdowy jak zabawki. I chyba taki był zamiar reżyserki, żeby widzowie nie mieli żadnych pozytywnych odczuć wobec antagonist. Jest to również całkiem sprawnie napisany komentarz dotyczący ruchu #MeToo, gdzie czarny charakter wykorzystujący słabość kobiet ponosi karę z rąk jednej ze swoich ofiar.  Struktura Czarnej Wdowy mocno nawiązuje do wspomnianego widowiska Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz. Przejawia się to w szpiegowskim sznycie produkcji, bo bohaterka ucieka przed rządową agencją i walczy z międzynarodowym spiskiem. W tym celu razem ze sprzymierzeńcami musi pokonać człowieka, który prowadzi wszystko zza kurtyny w białych rękawiczkach, a zadania w terenie powierza bezwzględnemu najemnikowi. Co jak co, ale przyznajcie, że struktura historii w wielu punktach łączy się z Zimowym Żołnierzem. Nawet finałowa walka odbywa się w powietrznej fortecy jak w widowisku z 2014 roku. Niemniej nie uznaje tego za minus, ponieważ Czarna Wdowa wnosi wiele od siebie, zaczynając od samej dynamiki postaci, przez humor, na ciekawie rozwiązanych scenach akcji kończąc. Drugi akt filmu ma za zadanie pokazać dynamikę superbohaterskiej "rodziny", w której skład wchodzą: Natasza, Yelena Aleksiej aka Red Guardian oraz Melina. I ta dynamika wypada bardzo dobrze, głównie przez to, że jest budowana na... wzajemnych pretensjach. Komiczne są zatem sceny, gdy próbują być "normalną rodziną". Za przykład podaję sytuację przy stole, gdy Melina mimo wielu lat nieobecności w życiu Nataszy daje jej radę, aby się nie garbiła, jakby Romanoff miała znowu te 12 lat. Warto dodać, że wiele scen wypada bardzo przekonująco, np. ta, w której Aleksiej i Yelena po mało przekonującej rozmowie "ojca z córką" śpiewają ulubioną piosenkę Yeleny.
for. Marvel Studio
+10 więcej
Chciałbym, aby w filmie było trochę więcej Aleksieja, ponieważ to doskonały comic relief produkcji, wprowadza spory ładunek komediowy, oparty na pewnym niezrozumieniu roli prawdziwego rodzica. Przezabawna jest scena, w której Aleksiej mówi, że jest dumny z córek ze względu na to, jakimi zabójczyniami się stały, a chwilę wcześniej, gdy po ponad 20 latach nieobecności w życiu Nataszy pyta, nie o to, jak się czuje, a o to, czy Kapitan Ameryka kiedyś wspominał o nim. Jeśli chodzi o sceny akcji, Red Guardian nie ma za wiele do pokazania. Scena jego ucieczki z więzienia, którą organizują Natasza i Yelena, to taki wyjątek. Świetnie ją zrealizowano! Udowodniono, że na drodze naszych bohaterów cały czas stają nieoczekiwane przeszkody, jak lawina czy inni więźniowie. Gdyby wszystko szło im gładko, to trochę byłoby to oszukiwaniem widza. Natomiast postać Meliny wprowadza do produkcji kolejny element szpiegowski. Tak naprawdę Melina jest superszpiegiem, który wydaje się nie mieć wad i zawsze ma plan A,B,C i tak dalej na każdą sytuację. Dobrze, że Shortland daje postaci rozterki związane z zostawieniem Nataszy i Yeleny i tęsknotą za nimi. Rachel Weisz pokazuje interesujący kontrast w swojej bohaterce, która jest genialna zawodowo (jest architektką projektu kontroli umysłów Czarnych Wdów), jednak życiowo wydaje się wrakiem. Przez to Melina nie jest jednowymiarowa. Ostatni akt filmu, w którym dochodzi do ostatecznego starcia w podniebnej fortecy Czerwonego Pokoju, to już prawdziwa jazda bez trzymanki, znakomite kino akcji w najlepszym wydaniu. Tak właściwie mamy w nim wszystko. Dobre sceny walki ze świetną choreografią - szczególnie w przypadku sceny, w której Natasza musi walczyć z wieloma Czarnymi Wdowami naraz. Mimo wielkiej grupy każda z Wdów wydaje się mieć swoją chwilę, aby pokazać własne zagrania w walce. Mamy wybuchy, przekraczanie granic fizyki, strzelaniny, walki w powietrzu...  Aż kipi tu akcją. Jednak przy tym reżyserka nie zapomina, aby dać każdemu z głównych bohaterów pięć minut na zaprezentowanie się z dobrej strony. Szczególnie że w ciekawy sposób Shortland wykorzystała zmyłkę z maskami, którą widzieliśmy w wykonaniu Nataszy we wspomnianym Zimowym Żołnierzu (kolejny argument do listy podobieństw). To był naprawdę dobry zwrot akcji, który zaskoczył mnie, gdy Melina i Natasza zamieniły się miejscami. To, że Melina okaże się sojuszniczką mimo pozornej zdrady, było bardzo przewidywalne, ponieważ w jakiś sposób bohaterowie musieli znaleźć lokalizację Czerwonego Pokoju i to wydawało się najlogiczniejszym rozwiązaniem. Wróćmy  teraz do odpowiedniego podziału między głównymi bohaterami. Reżyserka daje każdej postaci jakiś wątek, w którym może się sprawdzić. Najmniej mają do roboty Melina i Red Guardian, ale i tak mogą pokazać się z dobrej strony. Pierwsza wykazuje szpiegowskie umiejętności, aby sprowadzić fortecę na ziemię, drugi natomiast daje wyraz swojej komediowej stronie w emocjonalnym, ale zabawnym monologu w celi oraz w krótkiej walce z Taskmasterem. Pierwsze skrzypce grają Natasha i Yelena, na których działaniach opiera się finał. Pierwsza z nich świetnie wykorzystuje swoją umiejętność przesłuchania, którą przedstawiła na Lokim w filmie Avengers, by tym razem wydobyć informacje od Drejkowa. Tak naprawdę Romanoff w trzecim akcie ma okazję ukazać pełny wachlarz swoich umiejętności z poprzednich filmów. To wygląda tak, jakby reżyserka na pożegnanie chciała zaprezentować nam pełen pakiet możliwości Czarnej Wdowy, od umiejętności walki i przesłuchania po akrobacje i skoki na wysokościach. I nie ma w tym nic złego, ponieważ ogląda się to bardzo dobrze. Podobnie Yelena dostaje sporo czasu ekranowego w finale, demonstrując, jak znakomicie się bije, i podejmuje ryzykowne decyzje. Nawet śmieje się z bitewnej pozy Nataszy. Ten trzeci akt to swoiste przekazanie pałeczki dla Yeleny, która zapewne odegra większą rolę w kolejnych produkcjach MCU.  Na koniec jeszcze chciałbym poruszyć kwestię tego, jak dziwnie w pewnych momentach oglądało się ten film. Wszystko dlatego, że byłem świadkiem scen, w których robiło się naprawdę niebezpiecznie dla tytułowej bohaterki, a ja wcale nie odczuwałem napięcia. Wiedziałem przecież, że umrze dużo później. Jednak miało to również drugą stronę. Przy pożegnaniu Nataszy z Yeleną i resztą rodziny można było się wzruszyć, ponieważ to ich ostatnie spotkanie ekranowe. Ważną kwestią jest scena po napisach, która wprowadza do serialu Hawkeye. Pojawienie się znanej z produkcji Falcon i Zimowy żołnierz Valentiny Allegry de Fontaine, znanej z komiksów rosyjskiej agentki, którą w uniwersum Marvela powiązano z wieloma agencjami - T.A.R.C.Z.A. i Hydra (w tym wypadku znana jako Madame Hydra) - było zaskakujące. Wygląda na to, że bohaterka może wystąpić jako jedna z antagonistek serialu o Clincie. W końcu w pewien sposób zmanipulowała Yelenę do wytropienia Hawkeye'a, twierdząc, że jest odpowiedzialny za śmierć Nataszy. Zatem wygląda na to, że w serialu Yelena i Clint będą na początku przeciwnikami. A to sprawia, że jeszcze bardziej czekam na ten projekt i chętnie zobaczę dynamikę relacji tej dwójki.  Czarna Wdowa to film, który stanowi kolejny, może niewnoszący nic świeżego, ale bardzo dobry rozdział w MCU. Doskonały duet Nataszy i Yeleny, wspaniała dynamika między bohaterkami i ich przybranymi rodzicami oraz świetnie zrealizowane sceny akcji to najmocniejsze punkty tego widowiska. Ode mnie 8/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj