Czarne liście to trzecia powieść napisana przez Maję Wolny. Tym razem autorka zabiera nas w czasy okrutnej wojny, łącząc fikcję z prawdą. I czyta się to dobrze.
Rok 2011, Kalisz. Weronika Czerny to wykładowczyni akademicka i naukowiec, zajmująca się tematyką stosunków żydowsko-wiejskich podczas II wojny światowej. Oprócz tego jest matką wychowującą samotnie swoją uzdolnioną córkę Laurę. Mimo wielu przeszkód życie kobiety jest spokojne, aż do dnia, gdy Laura znika…
Około 70 lat wcześniej po tych samych ziemiach podróżowała Julia Pirotte: Polka żydowskiego pochodzenia, która by się ratować, wychodzi za mąż za Francuza i zostaje fotografką. Niestety, Julię okrutnie doświadczył los – szybko okazuje się, że wojna zabrała wszystkich jej bliskich.
Czemu ich losy zostały opisane w jednej powieści? Jak łączy się ich historia? Jaki jest związek Julii z zaginięciem Laury? Te wszystkie pytania przewijają się przez całą, prawie 400 stronicową powieść. I odpowiedź oczywiście znajduje się na samym końcu.
Trudno jest zdefiniować tę książkę. Czytając opis z tyłu można się zasugerować, że jest to kryminał z wątkami historycznymi. Tylko czy można nazwać kryminałem utwór, w którym doskonale wiemy co się dzieje z zaginioną? Sama sprawa żydowska, która przewija się w tej powieści, jest ważnym, ale jednak tłem dla reszty powieści. Myślę, że dla marketingowego zaszufladkowania można tę książkę określić jako obyczajówkę z wątkami historycznymi. Jest tajemnica, jest romans, jest rodzinny dramat. Choć ja bym tę książkę nazwała historią o wyalienowaniu, ponieważ każda z bohaterek w pewnym sensie jest wyobcowana: samotna, już niemająca swojego miejsca Julia; walcząca z demonami przeszłości Weronika czy pragnąca prawdy Laura. Każda z nich, w swoim czasie, przemierza własną drogę, a ich wątki łączą się nieraz w dziwnych konfiguracjach.
I choć sam pomysł na powieść jest świetny, można mieć wrażenie, że pojawia się w niej niedostatek związany z Julią, najciekawszą bohaterką. Mam wrażenie, że autorka, zafascynowana tą postacią, chciała ją trochę na siłę wepchnąć do tej powieści. I można odczuć, że Julia również nie do końca tu pasuje. Tak, ciekawie jest obserwować i szukać powiązania między nią a Weroniką i Laurą. Tylko że pisarka wykreowała tak interesującą postać, że szkoda, że nie poświęciła jej więcej miejsca... a najlepiej całej książki. Ponieważ prawda jest taka, że losy Weroniki i Laury bez problemu poradziłaby sobie bez Julii, która raczej została dodana jako smaczek, jako że jest postacią historyczną. A szkoda, ponieważ jej fragmenty – o samotności, potrzebach, poszukiwaniach – były najlepsze.
Nie zmienia o faktu, że to przyjemna powieść. Nie jest może typem książki, która zostanie z czytelnikiem na zawsze. Nie zmienia to jednak faktu, że spędza się z nią przyjemny czas, ponieważ jest nieźle napisana, a z postaciami łatwo sympatyzować. Ważnym aspektem jest to, że autorka żadnej swojej postaci nie osądza: przedstawia je w obiektywnym świetle, dzięki czemu każdy może sam wyrobić sobie opinie. To ogromna zaleta. Szkoda tylko, że autorka postanowiła dodać do tego wszystkiego wspomniany w opisie romans. Wydaje się trochę wymuszony. Dodany do reszty, stwarza wrażenie, że przeładowania opowieści wątkami.
Czarne liście to świetna książka na popołudnie dla tych, którzy oczekują ciekawej historii, która nie mrozi krwi w żyłach.