Wiemy, że w ostatnich odcinkach 3 sezonu zobaczymy pilot spin-offa o tym, jak Zoe wyjeżdża na studia. Te dwa odcinki są wstępem, który kładzie ważne i mocne fundamenty. Dzięki temu nie będzie to ani wymuszone, ani wyjęte z kapelusza. Wszystko naturalnie i płynnie się rozwija, a towarzyszą temu wielkie emocje. Oba odcinki pokazują, jakie znaczenie ma Zoe dla rodziny. Osobno dla ojca, osobno dla całej reszty. To te momenty, gdy Black-ish pokazuje inteligentny scenariusz, serce i dobre pomysły na rozwój relacji. Czy to krucjata Andre, by Zoe nie pojechała daleko, czy to smutek rodzeństwa, którzy zdają sobie sprawę, że nie zobaczą jej przez wiele miesięcy. Szczególne znaczenie mają mądre słowa Jacka o tym, że nowe dziecko nie będzie wiedziało, kim Zoe jest. Plusem jest fakt, że twórcy wykorzystują te odcinki, by wypełnić lukę po Zoe. Wydarzenia z 21 odcinka pokazujące, jak Andrew próbuje nawiązać bliższą relację z Juniorem są tego idealnym dowodem. Wiemy z wielu humorystycznych sytuacji, także w tym odcinku, że nie przepadają za sobą. Dlatego pogłębienie ich relacji dzięki Grze o tron sprawdza się wyśmienicie. I do tego ma wiele dobrych i zabawnych momentów. Ta scena, gdy Rainbow przyłapuje Juniora na całowaniu się z dziewczyną jest tego dowodem. Tak naprawdę to Rainbow też ma problem z tym, że dzieciaki dorastają. Dzięki temu mamy momenty trochę smutne i działające na emocje, gdy kwestia przemijania jest poruszana, a dzieciaki w dość obcesowy sposób pokazują, że nie są już dziećmi. Twórcy wykorzystują w tym wątku sceny retrospekcji, które pokazują, jak przez te 3 lata te dzieciaki dorosły i się zmieniły. Obsadzenie młodych aktorów w rolach odpowiadających ich wieku procentuje fabularnie, bo nowe wątki tak naprawdę nasuwają się same. A z tym komediowy pomysł. Takim dobrym uzupełnieniem jest relacja Rainbow i jej siostry. Poruszany jest tutaj ważny wątek akceptacji, zrozumienia decyzji drugiej osoby czy egocentryzmu (w tym to Rainbow jest mistrzynią). Rashida Jones potrafi rozbawić w roli Santa Moniki. Szczególnie, gdy wchodzi to na rejony lekkiej parodii celebrytek. Pozytywnym zaskoczeniem jest to, że morał wychodzi od Andre, nie od Rainbow, co jest miłą odmianą. Dzięki temu znów opowiedziano historię w sposób mądry i zabawny. W warstwie humorystycznej nadal każdy ma swój wkład, co jest wydaje się jedną z najważniejszych zalet serialu. Gdy każda postać potrafi rozbawić, ma swój wyjątkowy wątek lub scenę, to jest ważne. Ileż to seriali opiera się często na jednej osobie, bo pozostali bohaterowie nie potrafią rozśmieszyć? Tutaj jest wiele dobrego. Choćby zamiana ról bliźniaków, które wyjęte ze swoich stref komfortu czują się dziwnie, a to pole do dobrych gagów. Tak samo standardowo rozmowy w pracy są tak dziwne, że aż śmieszne. Fakt, że częściej tak rozmawiają o rodzinie Andre, niż pracy jest dość znamienny. W końcu jak pada zdanie: praktycznie my wychowaliśmy twoje dzieci, to trudno odmówić temu racji. A zarazem jest w tym wiele dobrego humoru. Black-ish bawi i wzrusza. Oba odcinki mają wiele dobrych, komicznych momentów, które utrzymują ten sezon na wysokim poziomie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj