Propaganda, poprawność polityczna, laurka dla reżimu, przekłamanie historii – gdy gruchnęła informacja o rosyjskiej odpowiedzi na Czarnobyl, większość odbiorców spodziewała się produkcji o fałszywym przekazie. W trakcie seansu Czarnobylu 1986 da się zauważyć, że powyższe elementy mają miejsce, ale paradoksalnie nie jest to największy problem filmu. Twórcy naginają prawdę na podobnej zasadzie co wiele amerykańskich blockbusterów tworzonych ku pokrzepieniu serc, a tu i ówdzie pozwalają sobie nawet na delikatną krytykę ZSRR (zapewne, żeby zawoalować propagandowy ton). Sęk w tym, że Czarnobyl 1986 jest po prostu fatalnym filmem, zarówno w kwestii struktury narracyjnej, jak i samej fabuły. To właśnie niska jakość artystyczna kładzie ten projekt na łopatki. Opowieść koncentruje się na strażaku, Aleksieju Karpuszinie, który w przededniu katastrofy w Czarnobylu ponownie jednoczy się ze swoją dawną miłością, Olgą. Para ma już dziesięcioletniego syna, ale stanęło im na drodze coś, co przeszkodziło we wspólnym życiu. Teraz, gdy wszystko zmierza do happy endu, następuje wybuch w elektrowni i zarówno Aleksiej, jak i Olga rzucają się w wir akcji. On, jako dzielny strażak rusza do epicentrum katastrofy, ona pomaga tym, którzy ucierpieli. Fabuła skupia się na romantycznej miłości, która zdaje się góry przenosić. Niestety akcent postawiony na historię dwojga zakochanych jest tak znaczący, że wszystko inne leży w jego cieniu. Co więcej, reżyser Danila Kozlovsky (portretujący również głównego bohatera) zupełnie wykłada się na prowadzeniu romantycznego wątku. Wynikiem tego dostajemy zbyt długi wstęp poświęcony jedynie Aleksiejowi i Oldze, z którego tak naprawdę nie dowiadujemy się nic, poza tym, że parę łączy magnetyczne przyciąganie. Poświęcając tak dużo czasu związkowi bohaterów, należałoby go odpowiednio podbudować i po prostu dodać kolorytu, żeby oglądało się miłosne perypetie bez uczucia znużenia. Tu jednak jest niczym w tanim romansidle z lat siedemdziesiątych. Para kocha się nawzajem i nic poza tym nie powinno nas interesować. Prowadzi to do wręcz histerycznego trzeciego aktu, podczas którego bohaterowie rzucają się sobie w ramiona, a widz zastanawia się nad celowością poświęcenia całego filmu motywom miłosnym. Źle opowiedziany wątek romantyczny nie jest gwoździem, który przybija wieko porażki do filmowej trumny. Niewłaściwie rozłożone akcenty sprawiają, że historia wybuchu elektrowni jądrowej zostaje zniwelowana do minimum. Twórcy popełniają multum błędów w wątku fabularnym, który powinien być przecież motywem przewodnim całości. Mogliśmy spodziewać się nagromadzenia patosu, ale taką dawkę ciężko jest strawić bez odruchu wymiotnego. Bohaterowie rozmawiają ze sobą sentencjami, a same dialogi nie mają krztyny błyskotliwości. W filmie brakuje akcji, napięcia, zaskoczenia – wszystko jest jednostajne, monotonne i bezbarwne. Trudno sympatyzować z postaciami, które nie wywołują żadnych emocji. Całość składa się na przeraźliwie nudną i do bólu nużącą przeprawę. Ponad dwie godziny filmu ciągną się w nieskończoność. 
Netflix
+5 więcej
Czarę goryczy przepełniają uproszczenia fabularne względem prawdziwych wydarzeń. Oczywiście już Czarnobyl od HBO korzystał z faktów wedle uznania, ale tutaj jest tego po prostu za dużo. Podobno Czarnobyl 1986 miał pokazać PRAWDĘ, której zabrakło w słynnym serialu. Finalnie obraz nawet nie wysila się w tej kwestii. Historia kreuje niezłomnych bohaterów ludu, wrzuca ich w niepotrzebny romans, a fabularną esencję traktuje po macoszemu. Na pochwałę zasługuje na pewno praca kamery, kostiumy i scenografia. Dobrze oddawany jest klimat tamtych czasów, ale to za mało, żebyśmy mogli mówić o produkcji w pozytywnym tonie. Trudno cieszyć się warstwą techniczną, gdy na podstawie żenująco słabego scenariusza powstaje filmowy potworek wywołujący u widza permanentne uczucie znużenia. Mógł z tego wyjść interesujący film katastroficzny, przedstawiający wydarzenia z perspektywy zwykłego obywatela ZSRR. Finalnie dostaliśmy historię Supermana ratującego świat przed zagładą. Nikolaj Chebushev, który rzeczywiście brał udział w akcji ratowniczej w Czarnobylu, zrezygnował z funkcji konsultanta przy filmie już po kilku dniach. Nie był w stanie znieść nagromadzenia przekłamań i uproszczeń serwowanych przez twórców. Słusznie uznał, że udział w tak słabym i fałszywym projekcie będzie wiązał się z kompromitacją. Nie da się ukryć, że Chebushev po raz kolejny w ważnym momencie podjął właściwą decyzję.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj