Konie to piękne zwierzęta. Ciężko znaleźć jest osobę, która choć raz w życiu nie zachwyciłaby się tym nieparzystokopytnym galopującym po łące. Jednakże jazda konna to nie jest sport dla każdego. Świat tak zwanych „koniarzy”, czyli ludzi, którzy w sposób bardziej lub mniej profesjonalny postanowili związać swoje życie z końmi, jest bardzo specyficzny. Najnowsza książka Krzysztofa Czarnoty również nie jest dla każdego.
Czarodzieje koni jest to powieść dość dziwna. Balansuje pomiędzy fikcją a realizmem. Ani to poradnik ani biografia, a tym bardziej powieść historyczna. Przyznam, że miałam z tą książką ogromny problem. Zwłaszcza na początku były chwile, gdy miałam ochotę zatrzasnąć ją z hukiem i sprawdzić jej właściwości aerodynamiczne, wyrzucając na przykład przez okno.
Główny bohater to prawdziwa męska Mary Sue, tylko w siodle. Brakowało jedynie tego, żeby prowadził z jakimś rumakiem dialogi w stylu Ed, koń, który mówi. Wątek przewodni, czyli odnalezienie w siodle pamiętnika atamana również sprawił, że opadły mi ręce. Głęboko obrażona postanowiłam czytać twardo dalej i…. O dziwo, nie żałuję. O tych wszystkich minusach na początku z poczucia dziennikarskiego obowiązku musiałam napisać. Te mankamenty warto przetrzymać i nie spisywać tej powieści na straty z kilku powodów.
Po pierwsze, warto uświadomić sobie, że Krzysztof Czarnota jest znakomitym trenerem koni, ale literatem takim sobie. Wydanie książki zbiegło się w czasie z dwusetną rocznicą istnienia Janowa Podlaskiego. Gdy na książkę spojrzymy, jak na próbę zbeletryzowania historii pojawienia się na polskich ziemiach koni arabskich, przestanie nas drażnić wiele rzeczy.
Czarodzieje koni to książka o ludziach i ich pracy ze zwierzętami. Gorącokrwiste araby do najłatwiejszych w ułożeniu nie należą. W koniarskich kręgach mówi się nawet, że „albo ty zajeździsz araba albo on ciebie”. Ludzie, którzy się nimi zajmowali musieli być zatem dość niebanalni. Podróż głównego bohatera w celu odnalezienia żyjących potomków atamana jest pretekstem do wyciągnięcia na światło dzienne wspaniałych ludzi, którzy poświęcili swe życie pracy z końmi, a niestety nie zapisali się na kartach historii w podręcznikach i naszej świadomości. A szkoda, bo są to dzieje doprawdy niezwykłe.
Tłem podróży głównego bohatera są kresy. Jest to podróż trochę mdła. Autor chciał chyba wprowadzić do powieści trochę magii, ale wyszło tak sobie, jeśli chodzi o sam wątek. Na szczęście kresy, fascynujący świat dzikich kozaków i rączych koni broni się sam.
Czarodziei koni czyta się błyskawicznie. Czarnota ma przyjemny, gawędziarski styl, którym potrafi porwać czytelnika. Po jakimś czasie odbiorca będzie w stanie mu wybaczyć wszystkie potknięcia. Poza tym warto docenić skrupulatne poszukiwania historyczne, jakie musiał odbyć Czarnota. Dzięki niemu pewne znakomite postaci polskiej historii odżyły na nowo.
Książka Krzysztofa Czarnoty jest skierowana zdecydowanie do miłośników siodła i otwartych przestrzeni. Jednak także wielbiciele kresów i sienkiewiczowskich klimatów powinni być również zadowoleni.